błąkał się dziwny uśmiech.

– Może zakochał się w niej. Odrzuciła jego zaloty i chłopak się załamał. – Trzecia sprawa. Większość szkolnych morderców stara się zabić jak najwięcej osób. Masakra i panika wśród rówieśników – o tym fantazjują. Chcą poczuć się silni. Czemu więc Danny czekał, aż skończy się przerwa obiadowa i wszyscy wrócą do klas? I dlaczego wybrał pistolet, skoro przyzwyczajony jest do strzelby, która w dodatku narobiłaby więcej szkód? – Może to nie była typowa szkolna strzelanina – zgadywał Sanders z nachmurzoną miną. – Może chłopak chciał tylko odegrać się na pannie Avalon, bo zraniła jego uczucia lub krzywo na niego spojrzała. On nie mógł tego znieść, więc wpadł we wściekłość i postanowił się zemścić, a dziewczynki po prostu weszły mu w drogę. – Niezła teoria, detektywie, ale jest jeden problem. – Jaki? – Nie możemy powiązać Danny’ego ze śmiercią Melissy Avalon. Twierdzisz, że o nią chodziło, a jednak jest jedyną ofiarą, której zabójstwa nie możemy chłopcu udowodnić. Jak to wyjaśnisz? Sanders wybąkał coś niezrozumiałego i zamilkł. Widać było, że intensywnie myśli. Wargi Quincy’ego wykrzywił ironiczny uśmieszek. – Nie wiem, co się wczoraj wydarzyło w tej szkole, detektywie, ale sprawa jest chyba bardziej złożona, niż się wydaje na pierwszy rzut oka. Musimy być otwarci na wszystkie tropy. I koniecznie dowiedzieć się jak najwięcej o tych komputerach. Zwłaszcza po tym, co powiedzieli wasi specjaliści. http://www.eginekologwarszawa.info.pl/media/ prochu. Mogą wykazać, które ślady są które. – Och, będą próbować – zapewnił ją Sanders, na powrót przyjmując swój normalny jadowity ton. – Ale jeszcze nie wiemy, czy to się uda. Wygląda na to, że Danny korzystał z amunicji ojca, a tak się składa, że Shep zamawia naboje na użytek swój i swoich podwładnych u tego samego producenta. Ciekawe, co? Rainie czuła, że głowa jej pęka. O mało nie zaczęła odruchowo masować sobie skroni, ale przecież nie mogła sobie pozwolić na taką manifestację słabości. Poza tym w drzwiach wciąż stał obcy facet, przysłuchując się wszystkiemu bez cienia poszanowania dla cudzej prywatności. Jeśli był reporterem, chyba go zabije. – Czy mamy przynajmniej broń, z której strzelano? – zapytała Abe’a, bo to on zajmował się dowodami. – Broń przesłano do zbadania. Nie dostaliśmy jeszcze wyników. – A jakie mogą być? Jeśli wszystko inne weźmie w łeb, są przynajmniej odciski

– Nie jesteś już taka pewna co do Danny’ego, prawda? Na twarzy Rainie malowało się napięcie. – Tak – odpowiedziała cicho. – Charlie Kenyon? Powoli kiwnęła głową. – To, co nam powtórzył. Że Danny chciałby pociąć ojca na kawałki i przepuścić przez Sprawdź zagrażające żyznym polom. Jeden ładny dzień na sto, zauważyłby ironicznie ojciec Sandry. Ale zaraz by dodał, że tyle wystarczy. Sandra spędziła w Bakersville całe życie i nie chciała wychowywać dzieci nigdzie indziej. Wciśnięta między przybrzeżne łańcuchy górskie Oregonu na wschodzie i Pacyfik na zachodzie, otoczona wysokimi szczytami dolina słynęła z czarnobiałej rasy Holstein. Na jednego mieszkańca przypadały tu dwie mleczne krowy, a rodzinna farma oparła się nowocześniejszym formom gospodarowania. Ludzie znali się nawzajem i uczestniczyli wżyciu sąsiadów. Latem mieli do dyspozycji plaże, jesienią szlaki spacerowe. Na kolację można było zjeść świeżo złowionego kraba i miskę świeżo zebranych truskawek ze świeżo ubitą śmietaną. Całkiem niezłe życie. Wszyscy skarżyli się tylko na jedno – na pogodę. Niekończące się szare zimy i gęste jak zupa mgły działały na niektórych przygnębiająco. Ale Sandy lubiła szare, mgliste poranki, kiedy góry ledwo wyłaniały się z flanelowego całunu, a świat spowijała cisza.