o „rozumnym urzędniku”, Matwiej Bencjonowicz ma na myśli siebie, jak zwykle gotów

Miodem spływające serce natychmiast podpowiedziało policmajstrowi: to czas i miejsce spotkania. No, co do czasu, to wszystko zrozumiałe – godzina dwunasta minut zero zero. Ale co to takiego „Synaj”? Oczywiście jakaś przenośnia. Myśl, nakazał sobie Lagrange, nie przypadkiem jego ekscelencja pan gubernator powiedział wtedy: „Zadziwia mnie, pułkowniku, chyżość pańskiego umysłu”. Najważniejsze, że do północy pozostało tylko trzy kwadranse! – Synaj, Synaj, bądź tu mądry... – z zadumą zanucił pan Feliks na melodię szansonetki Bukiet miłości. Portier, wciąż jeszcze pod wrażeniem policmajstrowego kułaka, spytał usłużnie: – Synajem interesuje się wasza wielmożność? Niepotrzebnie, pozwalam sobie zauważyć. O tej godzinie nikogo tam nie ma. Kaplica Świętego Mikołaja zamknięta, wcześniej niż jutro nie dostanie się tam łaskawy pan. I wyjaśniło się, że Synaj to wcale nie święta góra, na której Mojżesz rozmawiał z Panem, a ściślej – nie tylko ona, ale i znana nowoararacka ciekawostka, skała nad jeziorem, na której odprawia się modlitwy do świętego Mikołaja. Królewska lakoniczność bileciku robiła wrażenie. Ani „czekam”, ani „przybądź”, ani co to takiego „Synaj”. Niezachwiana pewność, że on wszystko zrozumie i natychmiast przyleci na zew. A przecież widziała go tylko przez chwilę. O bogini! Dopytawszy się, jak dojść do Synaju (wiorsta z kawałkiem na zachód od klasztoru), policmajster udał się na nocną schadzkę. http://www.e-szambabetonowe.org.pl/media/ piękny. Stanęliśmy w tym samym hotelu i kilka razy zjedliśmy razem obiad, przy czym on jadł i wypijał pięć razy więcej ode mnie (a przecież apetyt mam niezły, o czym może zaświadczyć kucharz Waszej Przewielebności, mój dobroczyńca, Kuźma Sawieljewicz). Kubowski to człowiek o umysłowości trzeźwej i nawet cynicznej, niewykazujący żadnego zainteresowania zjawiskami nadprzyrodzonymi. Jest na przykład skłonny interpretować wszystkie przejawy ludzkiej psychologii wyłącznie z punktu widzenia przyjmowania, przetrawiania i wydalania pożywienia. Widzi mnie, dajmy na to, zadumanego nad tajemnicą Czarnego Mnicha i mówi: „Ee-ech, gołąbeczku, powinien pan zjeść coś ostrzejszego, od razu cała melancholia przejdzie”. Albo pokazuję mu z daleka romantyczną damę, która omal nie odciągnęła mnie od zleconego zadania (ach, Księżniczko Marzeń, czy to ja mam teraz głowę do ciebie?), a Kubowski kiwa głową: „Patrz pan, jaka, biedactwo, bledziutka. Nic, tylko jada źle, mało

zrozumienia, że cokolwiek się stało, to on jest winny. Potem matka Sandy zamknęła się w kuchni i zaczęła piec. Ojciec wcisnął się w kąt kanapy i robił wszystko, żeby jakoś się trzymać. Przyszedł proboszcz. Posiedział z Sandy i Shepem. Przypomniał im, że Bóg nie zsyła ciężarów ponad ludzkie siły. Zapewnił, że wiara pomaga przetrwać najtrudniejsze momenty. Mówiąc o Dannym, używał czasu przeszłego, co wydawało się stosowne, ale jednocześnie Sprawdź uwolnić się nie udało, była wciąż jeszcze ciasno zawinięta, ale wierzchnia warstwa workowiny mimo wszystko odmotała się, toteż pojawiła się możliwość wykorzystania jeszcze dwóch zmysłów: powonienia i wzroku. Z tego drugiego, co prawda, pożytku nie było: oczy uwięzionej nie zobaczyły niczego oprócz absolutnych ciemności. Co zaś do węchu, to w ciemnicy czuć było zatęchłą wodą, starym drewnem i rybią łuską. I chyba jeszcze zardzewiałym żelastwem. Ogólnie biorąc, w pierwszej chwili sytuacja specjalnie się nie wyjaśniła. Ale po jakichś dziesięciu minutach, kiedy wzrok przywykł do ciemności, okazało się, że nie jest ona absolutna. W suficie były długie wąskie szczeliny, przez które przesączało się niesłychanie wprawdzie skąpe, niewiele lepsze od czerni, ale mimo wszystko światło. Dzięki temu ciemnoszaremu oświetleniu Polina Andriejewna z czasem zrozumiała, że leży w ciasnym, obitym deskami pomieszczeniu, najprawdopodobniej w ładowni niewielkiego, rybackiego stateczka (inaczej jak wytłumaczyć zastarzały zapach rybich łusek?). Łupinka