wieczoru zjawili się, choć dosyć późno, na balu u lady Everley, jednym z ostatnich w sezonie

Ścieżka, którą jechali, była wąska i wiła się pomiędzy kamienną ścianą z jednej strony a przepaścią z drugiej. Tylko człowiek szalony mógł odważyć się na tak niebezpieczną jazdę, mając za nic własne zdrowie i życie. Tylko szaleniec albo marzyciel. - Avant, Drakula! - Komendzie wydanej niskim, nieco aroganckim tonem, towarzyszył wyzywający śmiech. Tak mówił i śmiał się tylko ten, dla kogo życie jest balem, a ryzyko winem, od którego szumi w głowie. Ptaki, spłoszone donośnym dudnieniem kopyt, poderwały się do lotu i z wrzaskiem krążyły nad urwiskiem. Ani koń, ani jeździec nie zwrócili na to najmniejszej uwagi. Kiedy nagle pojawił się przed nimi ostry zakręt, pokonali go bez chwili wahania. Dwadzieścia metrów niżej kipiało wzburzone morze. Jeździec spojrzał w dół, w ślad za drobnymi kamykami, które bezszelestnie nikły w otchłani, ale nawet przez myśl mu nie przeszło, żeby zwolnić biegu. Tak wysoko w górze nie czuć było zapachu morza. Ledwie dobiegało tu bicie fal o skały nabrzeża. Stłumiony odgłos przypominał pomrukiwanie odległej, więc jeszcze niegroźnej burzy. Natomiast morze oglądane z wysoka ujawniało całe swe magiczne i zatrważające piękno, któremu ludzie od wieków składali w ofierze życie. Jeździec rozumiał to i w pełni akceptował. Takie było odwieczne i niezmienne prawo. W chwilach takich jak ta pokornie oddawał się w ręce przeznaczenia... Koń nie potrzebował już szpicruty ani ostrogi. Wystarczyło, że wyczuł podniecenie jeźdźca, a sam przyspieszał biegu. Galopowali więc bez wytchnienia, póki nie usłyszeli ogłuszającego ryku fal, zmieszanego z żałosnymi krzykami mew. Ktoś patrzący z boku mógłby pomyśleć, ze brawurowego jeźdźca ścigają wściekłe demony lub że spieszno mu na miłosną schadzkę. Wystarczyło jednak spojrzeć na jego twarz, by zrozumieć, że nie chodzi ani o jedno, ani o drugie. W ciemnych oczach palił się ogień, ale nie wzniecił go ani strach, ani pożądanie. Rozpalił go głód wrażeń. Liczyła się tylko chwila i nic więcej. Pęd powietrza rozwiewał ciemne włosy mężczyzny i plątał końską grzywę. Kruczoczarny potężny ogier był wulkanem energii. Jego lśniące boki pokryły się pianą, ale oddech pozostał mocny i równy. Koń zdawał się w ogóle nie czuć ciężaru człowieka, którego niósł na grzbiecie. Ten zaś trzymał się w siodle prosto i pewnie. W wyrazie szczupłej, smagłej twarzy i w uśmiechu pełnych ust widać było beztroską przyjemność. Kiedy droga stała się płaska, koń znacznie wydłużył krok. Szybko przemknęli pośród kamiennych domków niewielkiej osady. Po bokach mignęło kolorowe pranie łopoczące na wietrze, bujne kwiaty w miniaturowych ogródkach i ostre promienie popołudniowego słońca, odbite od szyb szeroko otwartych okien. Wierzchowiec doskonale znał drogę, więc sam skierował się w stronę żywopłotu, który sięgał do pasa dorosłemu mężczyźnie. Pokonał go lekkim skokiem. W oddali widać było zabudowania stajni. O ile ostre skały wybrzeża budziły grozę i niebezpieczną pokusę, o tyle pejzaż, który się teraz przed nimi roztoczył, emanował spokojem i harmonią. Białe domy kryte czerwoną dachówką odcinały się od soczystej zieleni trawników, malowniczo wpisując Się w południowy krajobraz. W ogrodzonych wybiegach krążyły konie pod czujnym okiem stajennych. Słysząc zbliżający się tętent, jeden z nich zatrzymał młodą klacz, którą trenował na lonży. Skończony wariat, pomyślał nie bez podziwu, gdy szalony jeździec przemknął obok niego jak wicher. Dwóch ludzi czekało już w pogotowiu, by natychmiast zająć się zdrożonym ogierem. - Wasza Wysokość! Jego Wysokość, książę Edward de Cullen, zwinnie zeskoczył z grzbietu Drakuli i wesoło zawołał do stajennego: - Hej, Seth! Sam się nim zajmę. Stajenny, człowiek już niemłody, lekko utykając, wysunął się naprzód. Jego ogorzała twarz nie zdradzała żadnych emocji, lecz oczy czujnie badały, czy aby książę i jego rumak nie odnieśli kontuzji. - Proszę wybaczyć, jaśnie panie - odezwał się z szacunkiem - ale kiedy pana nie było, przysłali wiadomość z pałacu. Książę Carlise chce się z panem pilnie zobaczyć. Rozczarowany Edward podał mężczyźnie wodze. Przyjemność jazdy nie była pełna bez spokojnej godziny, którą po niej spędzał w stajni. Lubił sam oprowadzać, a potem czyścić i poić Drakulę. Skoro jednak ojciec chce się z nim widzieć, musi przełożyć obowiązki ponad przyjemność. - Przespaceruj się z nim porządnie, Seth. Zrobiliśmy dziś sporo kilometrów. - Słucham, jaśnie panie - potaknął stajenny. - Zrobię wszystko, jak się należy - powiedział, klepiąc Drakulę po wilgotnym karku. - Świetnie, Seth. Dziękuję. - Nie ma za co dziękować, jaśnie panie - odparł stajenny i ostrożnie zdjął siodło. - I tak nikt inny nie odważyłby się podejść do tego diabła. I rzeczywiście, kiedy ogier zrobił się niespokojny, wystarczyło, że Seth wyszeptał do niego parę słów po francusku, a koń natychmiast się uspokoił. - Poza tym nikt inny nie ma mojego pełnego zaufania - roześmiał się Edward. Przeszedł się i energicznie zrobił kilka skrętów tułowia, próbując rozmasować drobne skurcze mięśni. http://www.doktor-na-zaraz.com.pl Stała na schodach z bronią gotową do strzału. Szybko analizowała, co powinna robić: biec na górę do loży Cullenów, czy na dół, by sprawdzić zasilanie. Rozsądek nakazywał zrobić to drugie, ale serce mówiło co innego. Posłuszna jego głosowi, postanowiła sprawdzić, czy Edward jest bezpieczny. Zdążyła pokonać dwa stopnie, gdy na dolnym podeście cicho skrzypnęły drzwi. Skierowała lufę w dół i ostrożnie przechyliła się przez poręcz. Poniżej ktoś przyświecał sobie malutką latarką. Bezszelestnie pokonała resztę stopni i zaczaiła się w rogu. Po chwili usłyszała ostrożne kroki. Wychyliła się nieznacznie. W jej stronę szedł mężczyzna, z którym rozmawiała w muzeum. Miał na sobie granatowy kombinezon pracownika obsługi technicznej, w ręku niósł skrzynkę z narzędziami. Widząc tak profesjonalny kamuflaż, pokiwała głową z uznaniem. Spokojnie odczekała, aż ją minął, po czym wysunęła się z ukrycia i przyłożyła mu lufę do żeber. - Spokojnie - powiedziała półgłosem. - Przepraszam, że witam pana w taki sposób, ale wolałam nie ryzykować. - Mademoiselle! - Głos miał opanowany, lecz wiedziała, że musiał być wściekły, że dał się podejść kobiecie. - Podobno miała się pani trzymać dziś z boku. Cofnęła rękę, ale broń nadal miała w pogotowiu. - Lubię wiedzieć, co się dzieje. Udało się panu wywołać spore zamieszanie - pochwaliła. - Szykuje pan dalsze niespodzianki? Czuła, że jest gotowy zabić. Wolała jednak nie ciągnąć go za język, by nie wzbudzić podejrzeń. - Jeśli nadarzy się okazja - burknął niechętnie. - A teraz przeproszę panią i wrócę do pracy. - Oczywiście. - Nie mogła go dłużej zatrzymywać. Najważniejsze, żeby jak najszybciej opuścił teatr. - Czy chce pan, żebym pomogła mu bezpiecznie wydostać się z budynku? - Dziękuję, to już zostało załatwione. Doskonale. Proszę powiedzieć szefowi, że moja akcja nie będzie aż tak spektakularna, ale równie efektywna. Właśnie mieli się rozejść, gdy na górze stuknęły drzwi. - Isabella! Słysząc głos Edwarda, zamarła. Domyśliła się, że człowiek Blaque'a sięga po broń, więc bez chwili namysłu chwyciła go za ramię.

jakby był autorytetem w ich małej grupie. - Zadzwonię po policję, telefon mam w dłoni i wystarczy tylko nacisnąć jeden guzik! – ostrzegła, wysuwając dłoń spod czarnego, połyskującego materiału, którym nakrył ją Krystian, aby ścinane włosy spadały na podłogę, a nie na ubranie klientki. Pokazała im komórkę, odwracając się do nich przodem. – To się nazywa napastowanie! Obrażacie go, nachodzicie… Jestem pewna, że da się coś z tym zrobić, Sprawdź Uśmiechnął się leciutko, spłukując pianę z włosów swojej klientki. Wczoraj nie zobaczył się z Adamem, bo podobno się wyprowadził, ale Krystian nie miał powodów do smutku. Filip i ten jego nowy facet, Gracjan, okazali się naprawdę w porządku! Powiedzieli mu nawet, jak może rozkochać w sobie księcia. Będzie ciężko, bo ma go po prostu zignorować… Nie dzwonić do niego, nie wysyłać smsów, a jak się spotkają w Przystani, to nie ma NAWET na niego patrzeć! A przecież książę tak przyciągał jego wzrok… Był taki przystojny… Ale skoro to miało pomóc ich miłości, to musi spróbować! Może wreszcie mu się uda i Adam będzie tylko jego? Och, jak bardzo by chciał, żeby pomiędzy nimi wywiązało się coś takiego jak pomiędzy Filipem i Gracjanem! Wczoraj trochę ich obserwował i jeszcze bardziej utwierdził się w przekonaniu, że ta dwójka po prostu do siebie pasuje. - Dzisiaj podcinamy tylko końcówki i układamy? – zwrócił się do klientki. Była