Mężczyzna, który nie tańczy... Willow zrobiło się go żal.

- Alli, pobierzmy się w przyszłym tygodniu. - Jesteś w gorącej wodzie kąpany. - Tak, przyznaję. Dałoby się to jakoś załatwić? Zorientowała się, Ŝe jest śmiertelnie powaŜny. - Zadzwonię do Kary. Niedługo przyjeŜdŜa po wóz, więc dobrze się składa. - Dobrze, a jak Erika się obudzi, pójdziemy do jubilera, wybierzesz sobie pierścionek. Będzie bomba w rodzinie. - Bardzo mi to odpowiada - stwierdziła Alli z uśmiechem. - Ta-ta! - krzyknęła mała. - Ojej, chyba obudziłam ją. - Raczej nasze trzeszczące łóŜko. - Mark! - Taka jest prawda - rzekł śmiejąc się. - Ta-ta. - Twój tata juŜ idzie, kochanie - powiedział. Popatrzył na Alli z czułością - I mama teŜ - dokończył. Cztery dni później Mark przyszedł na zebranie Klubu Ranczerów, zwołane przez Gavina. Był piękny teksański wieczór, a w domu czekały na niego dwie równie http://www.doktor-leczenie.com.pl - Ile mógł żądać? - Jackson złączył palce. - Jak myślisz? - Zdobędziemy dowody. Wiemy, że coś ich łączy. Dowiemy się, co było w kopercie. Liz przysłuchiwała się tej wymianie zdań w milczeniu. Czuła się jak piąte kolo u wozu. Wyłączona z gry. Odchrząknęła i wstała. - Rozmawiajcie, zostawiam was. Chciałam tylko... - przerwała, w obawie że wybuchnie płaczem, że jeszcze chwila, a skompromituje się łzami. Santos także się podniósł. - Liz, nie wiem, jak mam ci dziękować. Nie mam pojęcia, co bym zrobił, gdyby nie... - Daj spokój. Nie ma sprawy. - Nigdy ci tego nie zapomnę. Jestem twoim dłużnikiem. Pokręciła głową. - Nie, Santos. Nie jesteś. Nie zrobiłam tego dlatego, że ci... wybaczyłam. Nie zrobiłam tego dlatego, żeby ci pomóc, ani dlatego że cię... kocham. - Głos jej się załamywał. - Zrobiłam to dlatego, że tak zrobić należało. Ponieważ jesteś świetnym gliną. I dlatego też, że gdybym wam tego nie powiedziała, nie miałabym spokojnego sumienia. Santos ujął jej dłoń i serdecznie uścisnął. - Tak czy inaczej, dziękuję, Liz. Uratowałaś mi życie. ROZDZIAŁ SZEŚĆDZIESIĄTY TRZECI

wyciągnął rękę i niechcący dotknął jej ramienia. Usiłowała nic po sobie nie pokazać, ale kaŜdy nerw w niej drgał. - Wrócę za chwilę - powiedział Mark, patrząc jej głęboko w oczy. Przesłała mu uśmiech, po czym odwróciła się i ruszyła w stronę domu. Gdy doszli do stajen, Mark rozejrzał się dokoła. Kilkunastu robotników stało przy ogrodzeniu, obserwując, jak jeden z nich ujeŜdŜa konia. Koń był piękny. Był Sprawdź - Dostatecznie? - powtórzył speszony, że przyłapała go na gorącym uczynku. Co takiego miała na myśli? Spojrzała na niego swymi przenikliwymi szarozielonymi oczyma. - No dobrze. - W jej głosie słychać było rozbawienie. - Jak mnie pan ocenia w skali od jednego do dziesięciu? - Dziesięć - odparł bez zastanowienia. Zresztą dlaczego miałby kłamać? Natura obdarzyła ją najpiękniejszymi nogami aa świecie... - Hmm... - zamyśliła się. - Ja sama uważam, że zasłużyłam na dziewięć. Zbyt ostrożnie wyminęłam tego rowerzystę przy Miller's End, ale naprawdę wolę uważać na rowery.