Wspięła się na palce, pocałowała go na pożegnanie. Santos patrzył za nią przez chwilę, ale zamiast zastanawiać się nad tym, co właśnie usłyszał, myślał o Glorii. O tym, co czuł, kiedy ją

Ruszył do drzwi. - Możesz mnie więzić przez rok, milordzie, a i tak nic nie uzyskasz. Odwrócił się w progu. - Wierzysz w odkupienie, Alexandro? Wierzysz, że ludzie mogą się zmienić? Spojrzała mu w oczy i wyczuła, że zależy mu na odpowiedzi. - Uważam, że można się zmienić ze względu na drugą osobę, więc tak czy inaczej jest to tylko gra. - Tak, ale czy sądzisz, że człowiek może sam zechcieć się zmienić? Dla swojego własnego dobra? I takie pytania zadaje doświadczony, cyniczny i pewny siebie mężczyzna? - Chciałabym w to wierzyć - szepnęła. W jego oczach pojawił się uśmiech. - To dobrze. O nic więcej nie proszę... na razie. 19 Odkupienie. Dziwne, że takie słowo padło z jego ust. Następne trzy dni spędził na bieganiu jak szaleniec, wysyłaniu zaproszeń na drugie w tym miesiącu przyjęcie u Balfourów, układanie z Robertem planu wieczoru i odwiedzaniu Alexandry w każdej wolnej chwili. Jeśli Fiona zauważyła, że siostrzeniec co dziesięć minut wymyka się do piwnicy win, pewnie uznała go za pijaka. Udawał, że przyznaje zwycięstwo ciotce, ale skrycie pracował nad pojednaniem http://www.dobre-opakowania.com.pl/media/ - Dowiodę ci, że jest prawdziwa. - Ile czasu ci to zabierze? - Dużo. Już otworzyła usta, żeby zaprotestować, ale nie dał jej dokończyć. - Zastanów się dobrze, Glorio. Co zrobisz, jeśli okaże się, że mówiłem prawdę? Jak będziesz się czuła, wiedząc, że pozwoliłaś umrzeć jej samotnie? - Jeśli mówiłeś prawdę, wszystko, co wiem o mojej matce, jest kłamstwem. - Owszem. Ale chyba lepiej znać prawdę, nawet bolesną, niż wierzyć w kłamstwa. Gloria przygryzła wargę. Milczała. W końcu, po długiej chwili, skinęła głową. - Dobrze, jedźmy tam - zdecydowała. Santos zawiózł ją do domu przy River Road. W czasie jazdy Gloria prawie się nie odzywała. Zatopiona we własnych myślach, przygotowywała się na spotkanie przeszłości. Wiedział, że będzie to trudne spotkanie, ale gotów był zrobić wszystko dla Lily. A Lily bardzo potrzebowała wnuczki. - Jesteś gotowa? - zapytał, kiedy dotarli na miejsce. - Czy ma to jakieś znaczenie? - Nie - przyznał i wysiadł, by otworzyć bramę z kutego żelaza. Wsiadł z powrotem do auta i ruszył powoli dębową aleją, mówiąc przy tym jak przewodnik, który obwozi wycieczkę: - To była rezydencja Lily Pierron. Jej dom, a zarazem burdel. Jak już mówiłem, wcześniej

Prośby nie zostały wysłuchane. Zamiast błogosławieństwa spadło na nią przekleństwo. Urodziła córeczkę, nie synka. Jak jej matka i babka, jak wszystkie kobiety w rodzinie Pierron, od wielu, wielu pokoleń. Hope wciągnęła głęboko powietrze, w gardle wzbierał bolesny ucisk. Doścignęła ją w końcu rodzinna spuścizna. A już gotowa była uwierzyć, że udało się jej umknąć, że wyzwoliła się z zaklętego kręgu. Przez osiem lat, które minęły od chwili, gdy opuściła dom na River Road, udało się jej zrealizować wszystkie plany. Uwolniła się od matki i od stygmatu dziwkarskiego bękarta, wyszła za mąż za Philipa St. Germaine III, bogatego człowieka z tak zwanej dobrej rodziny, i była teraz jedną z pierwszych dam Nowego Orleanu. Zostawiła przeszłość za sobą, lecz nie mogła od niej uciec. Dzisiaj okazało się, że dosięgła ją klątwa ciążąca nad jej nazwiskiem. Jej maleńka córeczka była piękna: jasna skóra, bystre błękitne oczy, aksamitne ciemne włosy. Jak wszystkie Pierron powinna umieć w przyszłości zdobywać mężczyzn podbojem i zniewalać ich. I ona będzie nosić w sobie mroczny Cień. Cień, który miał oznaczać grzeszne życie i wiekuiste potępienie. Hope wzdrygnęła się. Czyż sama nie odczuwała obecności Cienia? Walczyła z nim, usiłowała trzymać go na uwięzi, a jednak bywały chwile, kiedy brał górę, dominował nad jej wyborami, kierował decyzjami. Sprawdź Lucien potrząsnął głową. Zaczynał się domyślać, po kim Alexandra odziedziczyła upór. - Nie. To musi być pańskie nazwisko. I niech pan nie prosi o wyjaśnienie, bo nic nie powiem. - I tak nikt by mu nie uwierzył. - Kiedy ma dojść do wzruszającego pojednania? - W środę wydaję przyjęcie. - Teraz czekała go najtrudniejsza chwila. - Zjawi się pan? Diuk westchnął ciężko. - Nie jestem pewny, czy chcę w panu wroga, Kilcairn. Przyjdę. - Bez Virgila. - Bez Virgila. Gdy o zachodzie słońca Lucien wśliznął się do piwnicy, Alexandra pomyślała, że wcześniej musiał chyba łyknąć mocnego trunku. - Byłeś zajęty - powiedziała, wbijając igłę w robótkę.