Scott zmrużył oczy, co Willow odebrała jako oznakę niezadowolenia,

- Oczywiście może pan liczyć na moją dyskrecję - zapewniła go tonem pełnym współczucia. - Jestem pewna, że Clemency, gdziekolwiek jest, po zastanowieniu wróci do domu. Chyba Amelia jej wybaczy? Nie wierzę, że zechce spełnić swoje groźby i odeśle ją do panny Whinborough, osoby w moim mniemaniu bardzo niesym-patycznej. - Droga pani, zapewne ma pani rację - odparł smutno pan Jameson. Żadne z nich ani przez chwilę w to nie wierzyło, niemniej jednak nie wypadało podawać w wątp¬liwość matczynej miłości. Tak czy inaczej, prawnik zrozumiał ostatnią wypowiedź wystarczająco dobrze. Pani Stoneham nie wyjawi, czy jej młoda kuzynka to Clemency Hastings, dopóki jej matka pozostanie tak nieprzejednana. Skłonił się i już po chwili zmierzał swoim powozem w stronę zajazdu. Pani Stoneham otarła pot z czoła, starając się nie myśleć, co na to wszystko powiedziałby jej mąż, którego moralność była nieskazitelna. Jedno jest pewne - mały domek w Abbots Candover przestał być dla Clemency bezpiecznym schronieniem. Być może pan Jameson pozwolił sobie chwilowo zamydlić oczy, lecz czuła, że w głębi duszy domyśla się prawdy. Pod znakiem zapytania pozostawała jedynie kwestia, jak długo stary prawnik zechce akceptować tę mistyfikację... W salonie zebrali się powstrzymująca łzy Arabella, blada a emocji Clemency, markiz z zasępioną twarzą i przejęta mocno lady Helena. Właściwie z oblicza tej ostatniej trudno było wywnioskować, czy trapi się bardziej spodziewającą się szczeniąt suką Millie, czy też swoją bratanicą. - Jeśli ta gamoniowata panna Lane nie potrafi upilnować Arabelli, powinna natychmiast odejść! - podniósł głos markiz, akcentując swoje słowa uderzeniem pięścią w stolik lady Heleny. Na podłogę potoczyło się kilka szpulek nici, a mniej¬sze psy zaczęły ujadać ze strachu. - Jestem dostatecznie zajęty porządkowaniem spraw posiadłości i nie mogę dodat¬kowo zawracać sobie głowy zachowaniem Arabelli. Spójrzcie tylko na nią! Wygląda jak ostatni włóczęga. Dobry Boże, ciociu Heleno, wystarczająco trudno będzie wydać ją za mąż bez posagu. Kto do tego zechce pannę z nadszarpniętą opinią? - Mój drogi, pohamuj swój język! - upomniała go stanowczo lady Helena. - Zechciej mi łaskawie wyjaśnić, jaka w tym wszystkim jest rola panny Stoneham. Czyżby młody Baldock starał się uwieść je obie? - Zastałem ją w lesie razem z Arabella. Muszę usłyszeć od niej, co się tam, do diabła, działo. - Nie chciałam tego! - zapłakała głośno Arabella. Od¬wróciła się i schowała twarz na ramieniu Clemency, która przytuliła ją do siebie. Lysander posłał Clemency spojrzenie pełne jawnej niechęci. - I co pani powie, panno Stoneham? - Proszę nie mówić do mnie takim tonem, lordzie Storrington - odparła z rozdrażnieniem Clemency. - Nie jestem ani pańską siostrą, ani służącą, aby się ze mną tak obchodzić! Lysander wyglądał, jakby miał trudności ze złapaniem oddechu. Clemency ogarnął nagły strach. Czy to możliwe, by ją uderzył? W końcu ma tak złą reputację, że to całkiem prawdopodobne... Zmusiła się do spokoju. Cokolwiek wy¬prawiał w domach rozpusty w Covent Garden, nie ośmieli się tego powtórzyć w salonie swojej ciotki! - Nie sugerujesz chyba, że panna Stoneham mogła mieć coś wspólnego z napadem? - zapytała zirytowana już tym wszystkim lady Helena. Zdawała sobie sprawę, iż Lysander ma prawo się gniewać, jednak jego zachowanie wykraczało już poza ramy przyzwoitości. - Co pani tam robiła, panno Stoneham? - domagał się wyjaśnień lord Storrington. - Zbierałam grzyby. - Moje grzyby? http://www.dobrabudowa.org.pl - Zdaję sobie sprawę - szepnęła. - Proszę cię, daj mi siebie więcej. Podniósł głowę, napotkał jej spojrzenie. - Dobrze - powiedział i przywarł ustami do jej ust. W mniemaniu Alli ten pocałunek był inny - Mark dawał więcej, ale i Ŝądał więcej. śaden męŜczyzna tak jej nie dotykał, tak nie całował. A gdy w końcu odsunął ją od siebie, miała poczucie wielkiej straty. - Jesteś wspaniała - rzekł, a wyraz jego oczu sprawił, Ŝe cała płonęła. - Pragnę być w tobie, Alli. śar tych słów poraził jej uszy, drŜała, serce biło jej mocno. - I ja cię pragnę, Mark - wyszeptała i wciąŜ w głowie jej się kręciło od jego pocałunków. - Chcę mieć absolutną pewność, kochanie, Ŝe naprawdę mnie pragniesz.

za tragedię, która dotknęła jego rodzinę siedem lat temu, Willow pokonała drogę do Summerhill na rowerze. Zwolniła trochę u szczytu ulicy, w miejscu, w którym droga się rozwidlała. Jedna ścieżka prowadziła do frontowych drzwi wielkiego, białego domu o niebieskich okiennicach, podczas gdy druga wiodła do kuchennego wejścia. Sprawdź że jestem w Summerhill nianią, a pan moim szefem. - A nie mogłabyś raczej patrzeć na mnie jak na sprzymierzeńca, a nie szefa? Bez względu na to, co będzie się działo między tobą a dziećmi, jestem po twojej strome. Musimy stworzyć wspólny front, a zwracanie się do siebie po imieniu mogłoby to jedynie ułatwić. Co ty na to? - Być może. Ale nie potrafię się do pana inaczej zwracać, doktorze Galbraith. R S - To twoje ostatnie słowo? - Obawiam się, że tak. - W takim razie - westchnął teatralnie - Camryn śmiertelnie się na mnie obrazi.