jej zaufanie. Uważam, że prowokuje mnie specjalnie, bym zrezygnowała z pracy. Może gdy przekona się, że zamierzam tu zostać... Przynajmniej dopóki pan mnie nie zwolni... - Proszę tak nie mówić! Zapewniam panią, że to się nigdy nie stanie. Dostaję gęsiej skórki na samą myśl o konieczności szukania nowej niani! A teraz pora spać. R S - Faktycznie, już dosyć późno. Dobranoc, doktorze Galbraith. Ale odwracając się, Willow potknęła się o własne nogi. Gdyby Scott jej w porę nie przytrzymał, niechybnie upadłaby na twarz. Spojrzała na niego z wdzięcznością. - Dzięki - wyszeptała. Ich spojrzenia spotkały się ponownie i Willow znów zatonęła w błękitnej głębi jego oczu. Przez dłuższą chwilę stali w milczeniu, a ona zatracała się w jego bliskości. W końcu ją puścił. - W porządku? - spytał niskim głosem. - Tak, przepraszam, straszna ze mnie niezdara. Dobranoc. - Z tymi słowami uciekła. http://www.dobra-ortopedia.edu.pl Nie miała pojęcia, Ŝe ranczo to taki duŜy obszar ziemi. Szła i szła bez końca, podziwiając krajobraz; zastanawiała się, jak Mark mógłby Ŝyć z dala od tego rancza, gdzie kaŜde drzewo, krzak, trawa były tak piękne. Erika teŜ chyba cieszyła się, oddychając świeŜym teksańskim powietrzem tego ciepłego wrześniowego dnia. Spojrzała na małą, która teraz dzielnie walczyła ze snem. - Twój wujek tak cię kocha i chyba nawet nie wie o tym - szepnęła raczej do siebie niŜ do dziecka. Typowy męŜczyzna, stwierdziła w duchu. Mark wrócił około jedenastej. Jak zwykle w takich wypadkach wszedł do pokoju Eriki. Ku jego zdziwieniu światło przy kołysce paliło się w sypialni dziewczynki. A juŜ ogromnie się zdziwił na widok Alli śpiącej z dzieckiem w objęciach. Obie spały równie smacznie. Często widział Erikę śpiącą, natomiast Alli śpiącej jeszcze nie widział. Zamarł na ten widok, oszołomiony pięknem swojej „asystentki do spraw gospodarczych", i postanowił
dobra z niej sekretarka, Mark chciał od razu przeprowadzić z nią rozmowę kwalifikacyjną. Kiedy ją zobaczył, mowę mu niemal odjęło i zrozumiał, Ŝe za bardzo mu się podoba, by mógł ją u siebie zatrudnić. Potrzebna mu jednak była dobra sekretarka, a znajomi z miasta twierdzili zgodnym chórem, Ŝe jest najlepsza z najlepszych. Ludzie znali ją z czasów, gdy pracowała w miejskim wydziale oświaty. Natychmiast zaproponował jej pracę z pensją tak wysoką, o jakiej nawet nie marzyła. I nie Ŝałował tego Sprawdź - Mam trochę doświadczenia w urządzaniu przyjęć, pani Marlow - powiedziała. - Jeśli mogę czymś służyć, proszę mnie o wszystko pytać. Jestem do pani dyspozycji. Gospodyni rozpromieniła się i już w swoim pokoju, przy filiżance herbaty, zwierzyła się jej spokojniejszym tonem, iż nigdy nie przyjęłaby tego zajęcia, gdyby wiedziała, że będzie tyle bieganiny. Dodała, że w poprzednim miejscu, w Bath, opiekowała się starszym małżeństwem, gdzie rozryw¬ki kończyły się na wieczornej herbatce. Na prośbę dziewczyny przeszły się razem po pokojach. - Dobry Boże! - krzyknęła Clemency na widok pierwszej sypialni, gdzie mysz urządziła sobie w łóżku legowisko. - Nie możemy ulokować tutaj lady Fabian! - Mamy tak mało czasu, panno Stoneham - lamentowała kobieta. - Poza tym jest niewiele służby, a tu trzeba jeszcze gotować posiłki. Molly i Peg są potrzebne w kuchni, nie mogę ich posyłać do sprzątania pokojów! - Naturalnie, że nie. Musimy sprowadzić kilka dziewcząt z wioski. - Ale jego lordowska mość... - Niech pani zostawi to mnie. - Clemency pomyślała, że markiz z pewnością wysupła kilka szylingów na dodatkową pomoc. Wszak nie oczekuje chyba, że jego goście będą spali na podłodze! Pani Marlow znalazła do pomocy kilka dziewcząt i do czasu przyjazdu Fabianów przygotowano cztery sypialnie. Co prawda panny Fabian musiały dzielić jeden pokój, lecz według Clemency nic na to nie można było poradzić. Panicz Giles został umieszczony w pokoju, który służył kiedyś jako garderoba przy głównej sypialni, gdzie olbrzymie łóżko zupełnie nie nadawało się do użytku i na dodatek było pełne tomików. Dziewczyna wątpiła, czy ktokolwiek spał w nim od stu lat. Garderoba, choć mała, wydawała się przynajmniej czysta i sucha, w każdym razie nie było wyboru. Kiedy rankiem w dniu przybycia Fabianów Lysander wychodził z sypialni, natknął się w korytarzu na Clemency, Odzianą w roboczy fartuszek i ze stertą bielizny pościelowej w ręku. Miała też ubrudzony kurzem nos, a z włosów zebranych na czubku głowy wysunął się złoty kosmyk. - Na Boga, panno Stoneham! Czy brakuje już służby do robienia tych rzeczy? - Tak - odparła szczerze. Lysander poczuł nagłą chęć poprawienia jej włosów, choćby muśnięcia ich palcami, ale włożył tylko ręce głęboko do kieszeni spodni.