wrażenie, jakby ktoś nas śledził.

Gwałtownie wciągnęła powietrze i zarzuciła mu ręce na szyję. Serce waliło jej tak mocno, że musiał to czuć na swej piersi. Och, jak bardzo chciała mu ulec. I tak wszyscy byli przekonani, że już to zrobiła. Powoli uniósł głowę. - Pragniesz mnie? - zapytał szeptem. Wytężyła całą wolę. - Nie. Pocałował ją znowu. - Kłamczucha. Przywarła do niego kurczowo. Próbowała odzyskać rozsądek, a jednocześnie chciała, żeby dalej ją całował. - Nie będę niczyją kochanką - wyszeptała i niechętnie opuściła ramiona. - To tylko słowa, Alexandro. - Tak jak „jedzenie” i „ubranie”, których potrzebuję, żeby przeżyć. - Zadrżała z zimna, kiedy się odsunął. - Polegam tylko na sobie. Patrzył na nią przez dłuższą chwilę. - Dowiem się, kto uczynił panią taką zdeterminowaną i samodzielną - zapowiedział. Przygładziła włosy drżącą ręką. - Nad sobą też może się pan zastanowić. Wyszła z niszy. http://www.deskatarasowa.biz.pl Właśnie adresowała kopertę, gdy lokaj ostrożnie zajrzał do środka. Najwyraźniej obawiał się pułapki. Upewniwszy się, że wszystko w porządku, szerzej otworzył drzwi i wpuścił Binghama, który niósł ścienny zegar z pokoju stołowego. - Ten wystarczy, panno Gallant? - Tak, dziękuję. - Podeszła i wręczyła mu list. - Proszę zadbać, żeby wysłano go natychmiast. Lokajowi zadrgał mięsień na twarzy. Biedak najwyraźniej nabawił się tiku w ciągu kilku ostatnich godzin. - Lord Kilcairn uprzedził, że nic nie może opuścić domu, póki on tego nie zobaczy. - Rozumiem - powiedziała spokojnie. List i tak był przeznaczony bardziej dla Luciena niż dla Emmy Grenville. Po wyjściu służących zaczęła spacerować w tę i z powrotem po piwnicy, myśląc usilnie, czego jeszcze zażądać. W końcu ktoś zostawi drzwi otwarte. W pewnym momencie

Hrabia zerknął na niego z ukosa. - Dlatego nadal pan u mnie pracuje. W tym momencie jednak działa mi pan na nerwy. Proszę odszukać Vincenta, dobrze? Pan Mullins skinął głową. - Tak, milordzie. Gdy prawnik ruszył w stronę stajni, Lucien oparł okno o ścianę i siadł na kamiennej Sprawdź - Wiem, jak się nazywasz. - Dziewczyna zaczerwieniła się lekko, odgarnęła niepewnym ruchem włosy za ucho. - Wszyscy cię znają. - Tak bywa ze złymi ludźmi, no nie? - Gloria z uśmiechem przysiadła na szafce obok umywalek i zaciągnęła się papierosem. - Zły człowiek daje się zauważyć. Uważam, że bez skandali życie byłoby strasznie nudne, nie sądzisz? - Nigdy się nad tym nie zastanawiałam, ale pewnie masz rację. - Możesz mi wierzyć. - Gloria obserwowała w lustrze odbicie nowej. Dziewczyna nie była pięknością, ale miała miłą, ujmującą twarz. Szczerą i otwartą, taką, która wzbudza natychmiastowe zaufanie. - Dostałaś się do niepokalanek dzięki stypendium? - zapytała. Liz wbiła wzrok w podłogę. - Tak. - To powód do wstydu? - Wiem, jak mnie tu nazywają. Sierotka Marysia. - W głosie dziewczyny zabrzmiała nuta goryczy. - I uważasz, że trafiłaś tutaj dlatego, że jesteś biedna? A może dlatego, że zdolna, chociaż biedna? Liz podniosła głowę. - To drugie.