- Nie będę pionkiem, który dowolnie przestawia się na szachownicy. Wyjeżdżam rano, a ty lepiej pomóż Rose, której się chyba wydaje, że coś do ciebie czuje. Lucien też wstał i wyrwał jej z rąk halkę, którą właśnie chowała do kufra. - Nigdzie nie wyjeżdżasz. Nie zostawisz mnie. Wcale się go nie przestraszyła. - Od tygodnia wiesz, że to mój ostatni dzień w twoim domu. Nie udawaj, że się o mnie martwisz, bo oboje wiemy, że najbardziej zależy ci na dziedzicu. - Nie... - I nie krzycz na mnie. Wrzask nie zmieni mojej decyzji. - Wrzuciła halkę do kufra. - A teraz wybacz, idę się pożegnać z Rose. Jej głos nie był wcale taki spokojny, ale Lucien nic nie zauważył, zdenerwowany tym, że jego błyskotliwy plan spalił na panewce. Wychodząc z pokoju, nawet się nie domyślał, jak bardzo pragnęła, by wyznał, że ją kocha, zamiast wynajdywać kolejne powody, dla których powinna zostać. Rzuciła się na łóżko i wybuchnęła płaczem. Powtarzała sobie, że nie może stanąć Rosę na przeszkodzie, że dziewczyna ma więcej praw do Luciena niż ona, ale to wszystko niewiele pomagało. Pożegnania odbyły się tak, jak przewidywała. Panna Delacroix płakała i groziła, że zamknie się w swoim pokoju. W końcu Alexandra musiała ją nastraszyć, że ze spuchniętą twarzą nie będzie mogła pokazać się na własnym przyjęciu. Pod nieobecność córki Fiona http://www.deskaelewacyjna.biz.pl Kręciła głową, szlochała. Po policzkach ciekły jej łzy. - Nigdy cię nie miałam. Nigdy mi nie ufałeś. Nigdy mnie nie kochałeś. Nie pragnęłam niczego więcej, tylko żebyś mnie... Nie dokończyła. Poczuła na wargach smak jego gniewu, rozgoryczenia i żalu. Jego język wdarł się w jej usta. Santos przyciskał ją mocno do ziemi, jakby chciał wymierzyć jej karę, jakby wymuszonym pocałunkiem odbierał zapłatę za przeszłość, za to, że kiedyś go skrzywdziła. Oswobodził jej ręce i uniósł się na łokciach. Gloria, zamiast wykorzystać tę chwilę, odepchnąć go i uciec, zanurzyła dłonie w jego włosach. Pojęła, że go pragnie, ale nie miało to nic wspólnego z kochaniem się, z namiętnością, z romansem. Chciała po prostu, żeby ją wziął, żeby wszedł w nią, zaspokoił swój głód. Mamrocząc przekleństwa, oderwał się od niej zdyszany. - Do diabła, Glorio, ja... - Chodź... - Przyciągnęła jego głowę z powrotem. - Chodź - powtórzyła, szukając jego ust, spragniona bliskości po dziesięciu długich, jałowych latach postu. Wczepiła się w niego kurczowo, w jego ubranie. Zaczął ją rozbierać, choć nie było to łatwe. Miała na sobie sukienkę, rajstopy, bieliznę, wszystko. On zaś był w garniturze, spodniach, koszuli... Guziki trzaskały, szwy puszczały, w końcu zdarł z niej rajstopy i zaraz potem wypełnił ją sobą brutalnie. Krzyknęła. I po chwili oplotła go nogami. Kochali się krótko, szorstko, brzydko. Bez pocałunków i pieszczot. W milczeniu. Po dziesięciu latach tęsknoty i nienawiści, po dziesięciu latach nienasyconego pragnienia. Powiedzieli sobie wszystko, co do siebie czuli, nie wypowiadając ani słowa. Bolało to znacznie bardziej niż słowa. Słowa Gloria mogłaby znieść, ale to? Gdy było już po wszystkim, odwróciła się na bok. Nie umiała spojrzeć mu w oczy. Zaczęli w gniewie, dali się ponieść namiętności, skończyli z poczuciem żalu. Czuła niesmak. Była zawstydzona i upokorzona. Zachowała się jak dziwka, jak suka w rui.
mówiąc, że w zupełności wystarczają mu kwalifikacje, które sam zdążył dostrzec. Nagle zauważył jakiś ruch. Spojrzał w dół i zobaczył małego białego teriera, węszącego pod jego biurkiem. Uniósł brew. - To pani pies? Alexandra pociągnęła za smycz. Szekspir usiadł przy nodze. - Tak. Jest bardzo dobrze ułożony, zapewniam pana. Sprawdź - Ładny wieczór - zagadnęła, podchodząc bliżej. - Zawsze bardzo lubiłam tę porę dnia. Barwy i zapachy. Ciszę. Santos zacisnął dłonie. Nie miał ochoty na pogawędki. Wolałby teraz być sam. A jednak w głębi duszy chciał, żeby usiadła obok niego. Tylko po co? Nie potrzebuje przecież jej towarzystwa. Nie potrzebuje nikogo. Lily westchnęła, niezrażona jego milczeniem. - Kiedy byłam młodą dziewczyną, robiłam to samo co ty. - Co mianowicie? - zapytał ostro, rozzłoszczony, że przyłapała go na rozmyślaniach. Przysiadła na stopniu obok niego. - Lubiłam spoglądać na rzekę i rozmyślać. – Zaśmiała się cicho. - Zabawne, jak pewne rzeczy się zmieniają, a inne pozostają zawsze takie same. Nie wiedział, co ma o niej sądzić. Jakim sposobem zaledwie w ciągu trzech miesięcy zdołała poznać go tak dobrze? Czasami miał wrażenie, że Lily czyta w jego myślach jak w otwartej książce. Odwrócił się ku niej gwałtownie, gotów wszcząć awanturę. - Dlaczego jesteś dla mnie taka miła? - A nie powinnam? - Nie. - Santos zerwał się na równe nogi. - Nie masz żadnych powodów, chyba że czegoś ode mnie chcesz. Powiedz mi, Lily - zmarszczył brwi - powiedz, o co ci chodzi.