– Tak goły, że bardziej nie można. Powtarzał cały czas jedno i to samo: Credo, Domine,

szkołą, która przechodzi przez to samo. Cholera jasna, powinniśmy byli to przewidzieć! Ścisnął palcami nos, wyraźnie usiłując się opanować, ale bez większych sukcesów. Jego wzrok powędrował znowu do zdjęcia Melissy Avalon. – Przepraszam, to były bardzo długie dwadzieścia cztery godziny. – W porządku – powiedziała Rainie. – Proszę się uspokoić. – Spokoju potrzebowałem w nocy. Teraz przydałby mi się urlop. Ale to rzecz jasna niemożliwe. Na pewno mają państwo więcej pytań, choć już przekazałem detektywowi Sandersowi wszystko, co wiem o tej sprawie. Nie jest tego dużo. – Detektywowi Sandersowi? – zapytała ostro Rainie. W głowie zapaliły jej się ostrzegawcze lampki. Nie zignorowała ich. – Co pan powiedział detektywowi Sandersowi? – Niewiele. – Vander Zanden wzruszył ramionami, wyraźnie zaskoczony jej tonem. – Byłem w swoim gabinecie, kiedy padły strzały. Wybiegłem na główny korytarz i wówczas usłyszałem czyjś krzyk. Zanim się zorientowałem, zawyła syrena przeciwpożarowa i wszyscy tłoczyli się w stronę wyjścia. Wtedy jeszcze myślałem, że nie stało się nic poważnego. Jakiś uczeń bawił się korkowcem na korytarzu i dym włączył alarm. Albo ktoś zrobił głupi dowcip i odpalił petardę. Takie rzeczy się zdarzają. – Po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że doszło do tragedii – ciągnął dalej – kiedy zobaczyłem panią McLain, nauczycielkę szóstej klasy. Była blada jak ściana, ręce jej się trzęsły. Usiłowałem ją uspokoić, powiedziałem, że to tylko ćwiczenia. Wtedy tak dziwnie spojrzała na mnie. Spojrzała i wyszeptała: „Kilku uczniów chyba nie żyje. Ktoś do nas http://www.dentystawroclaw.net.pl/media/ – A i zapiskę do łaskawego pana zostawiła, proszę uniżenie. Pułkownik chwycił zaklejoną wąską kopertę, powąchał. Pachniało korzennym, ostrym aromatem, od którego nozdrza pana Feliksa omdlewająco zadrżały. Wszystkiego dwa słowa: „Północ. Synaj”. O co chodzi? Miodem spływające serce natychmiast podpowiedziało policmajstrowi: to czas i miejsce spotkania. No, co do czasu, to wszystko zrozumiałe – godzina dwunasta minut zero zero. Ale co to takiego „Synaj”? Oczywiście jakaś przenośnia. Myśl, nakazał sobie Lagrange, nie przypadkiem jego ekscelencja pan gubernator powiedział wtedy: „Zadziwia mnie, pułkowniku, chyżość pańskiego umysłu”. Najważniejsze, że do północy pozostało tylko trzy kwadranse! – Synaj, Synaj, bądź tu mądry... – z zadumą zanucił pan Feliks na melodię szansonetki Bukiet miłości.

Pojawia się Wasilisk ...kilkoma długimi krokami podszedł do zakonnicy. Wyjrzał przez okno, zobaczył spienione konie, rozchełstanego czerńca i groźnie zmarszczył krzaczaste brwi. Pelagia zameldowała przewielebnemu półgłosem: – Zawołał do mnie: „Mateczko, nieszczęście! On już tu jest! Gdzie władyka?” Przy słowie „nieszczęście” Mitrofaniusz ze zrozumieniem pokiwał głową, jakby dziś, Sprawdź kukurydzą, pomidorami prosto z ogrodu i domowego wyrobu lodami. No, mogą być jeszcze czekoladowe chrupki. A kiedy ktoś umiera, robi się zapiekanki. Z szynką i ziemniakami. Siedmio – warstwowa zapiekanka babuni po meksykańsku. Gotowana szynka, pieczony indyk. Dużo, tłusto i pożywnie. Do tego dołączyć można paczkę chusteczek i zaoferować ramię, na którym wypłacze się osierocona rodzina. Po dwóch dniach przychodzi czas na tacę pierniczków lub szarlotkę. Wcześniej czy później nawet najwięksi stoicy szukają pocieszenia w słodyczach. Takie jest życie. Poprzedniego wieczoru na progu O’Gradych pojawiła się pierwsza zapiekanka. Towarzyszył jej liścik. „Najszczersze wyrazy żalu”. Bez podpisu. Dopiero wówczas Sandy uświadomiła sobie, jakie ciężkie czekają ich dni. Sąsiedzi najwidoczniej to rozumieli. Niektórzy nawet im współczuli. Ale w tych okolicznościach nikt nie wiedział, jak należy się zachować.