- Nie mógłbyś. Nie pozwoliłabym na to.

wprawkom. Imogen trzymała się z daleka, żeby nie nadepnąć małej na odcisk i jej nie rozzłościć. Ze swą wrodzoną smykałką do kaligrafii i niesamowitą wręcz zdolnością kopiowania, Chloe uznała lekko pochylone, pętelkowate pismo Matthew za łatwe do podrobienia. - Jesteś naprawdę dobra, wiesz? - powiedziała Flic pełna podziwu. - Tak myślisz? - Chloe czuła się mile pochlebiona. - Ja to wiem. - Flic wzięła kartkę, na której ćwiczyła siostra. - Szczerze mówiąc, gdybym nie uznała, że się do tego nadajesz, nigdy bym ci nie pozwoliła. To zbyt ważna sprawa, żeby ryzykować. Chloe wciąż była w rozterce. - Czy Matthew będzie miał przez to duże kłopoty? Flic spojrzała w jej smutne oczy. - W najgorszym razie trochę nerwów. - Dobra. - Chloe wyciągnęła rękę po kartkę. - Jeszcze jedna próba i jeśli ci się spodoba, to wezmę się do tych prawdziwych. - Jesteś pewna? - Flic miała wątpliwości. - Wiesz, muszą być naprawdę idealne. - Chcę już mieć wszystko za sobą, bo jeszcze się rozmyślę. I mam już dość tych ciągłych uwag Imo. - Właściwie musiałam ją długo namawiać, żeby się zgodziła na http://www.dentalweb.pl/media/ - Do czego? - zapytała zuchwale. - Że cię pragnę? I co mi z tego przyjdzie, skoro ty mnie nie chcesz? Potrzebujesz dowodu, że wszystkie kobiety są podobne do twojej matki i Cateriny? No cóż, to nieprawda. Chcesz, żebym cię okłamała tylko po to, żebyś mógł twierdzić, że wszystkie kobiety są takie same? Boisz się... - Dosyć! Jodie spróbowała zaprotestować, ale było za późno. Jego usta przylgnęły do jej warg. Objął ją i przycisnął do siebie tak mocno, że czuła guziki jego koszuli wciskające się w jej ciało. - Nie boję się niczego - wyszeptał. - A najmniej ciebie. A żeby to udowodnić... Zanim zdołała się uchylić, pocałował ją zachłannie. Wiedziała, że powinna go powstrzymać, ale jej własne pożądanie było silniejsze niż siła woli. Wyzwolona namiętność Lorenza rozpaliła ją i pozbawiła wszelkich hamulców. Podniecenie obojga sięgnęło zenitu i wydawało się, że zmierzają prostą drogą ku spełnieniu, którego oboje pragnęli. Jednak wtedy właśnie Jodie nagle zesztywniała i gwałtownie odepchnęła Lorenza. Zdumiony usiadł i spróbował znów ją objąć, ale oparła się i potrząsnęła głową. - Nie! - Co? Dlaczego? Przecież mnie pragniesz... - Chcesz udowodnić, że wszystkie kobiety są podobnymi do twojej matki kłamliwymi krętaczkami. Pragnę cię, ale bardziej mi zależy na szacunku dla siebie. - Wysunęła się z jego objęć, zerwała z łóżka i pospiesznie zbierała porozrzucaną garderobę, obawiając się spojrzeć na Lorenza, pełna obaw, czy wytrwa w swojej determinacji. Lorenzo leżał na łóżku i wpatrywał się w sufit. Ból, który odczuwał, był czysto fizyczny, a wściekłość koncentrowała się na tym, co Jodie odważyła się mu powiedzieć. Ona sama nic dla niego nie znaczyła. Nic kompletnie! Raczej cieszył się, niż żałował jej nieobecności w swoim łóżku i przypuszczał, że tak samo ucieszy go jej nieobecność w jego życiu. Zagubił się w jej słodyczy tak bardzo tylko dlatego, że już zbyt długo nie był z kobietą. A to akurat mógł łatwo zmienić. Wystarczyło zadzwonić. Gdyby nawet nie zdołał ściągnąć żadnej z kobiet, które, jak sądził, chętnie odpowiedzą na jego propozycję, to wiedział, chociaż nie z własnych doświadczeń, że we Florencji, podobnie jak w innych miastach, istnieją luksusowe prostytutki, chętne zadowolić mężczyznę bez zadawania pytań.

Odwróciła się i zniknęła tak samo nagle, jak się pojawiła, zatrzaskując za sobą drzwi. Całkowicie ignorując to, co się wydarzyło, Lorenzo wskazał Jodie drogę. - Tędy. Pokażę ci nasz apartament. Jodie uświadomiła sobie dopiero teraz, że po scenie z Caterina jeszcze cała drży. Podobnie czuła się po rozmowie z Louise. Ale Lorenzo był już w połowie drogi do drzwi, w których znikła Caterina, i Jodie musiała się pospieszyć, żeby za nim nadążyć. Za drzwiami był następny korytarz, a w nim imponujące elegancją marmurowe schody. - Ta część Castillo została przebudowana w okresie renesansu - wyjaśnił, widząc jej zaskoczenie. U szczytu schodów korytarz rozgałęział się na prawo i lewo. Lorenzo poszedł prawą odnogą, słabo oświetloną staromodną lampą ścienną, pod którą Jodie zauważyła dwoje bogato zdobionych, podwójnych drzwi. Sprawdź 80 14. Matthew był wręcz szczęśliwy, że wraca do pracy. Weekend upłynął w posępnym nastroju; rozdźwięk między nim a Karoliną wydawał się nie do pokonania. Wprawdzie nadal sypiali razem, ale było to jedyne ustępstwo. Matthew kilkakrotnie, kiedy znaleźli się sami, usiłował zasypać ową przepaść, przypominając o ich miłości, ale Karolina pozostała nieugięta. - Proszę cię, skończmy już z tym - spróbował jeszcze raz w poniedziałek rano. - W jaki sposób? - Musimy pogadać, uzgodnić pewne sprawy. - Już próbowaliśmy.