Poczuł, jakby dostał w twarz. Zdrada i odrzucenie.

- Owszem, silnik zgasł i nie chce zapalić - powiedziała Laura, wysiadając i biorąc na ręce Kelly. - Próbowałam za dzwonić, ale rozładowała mi się bateria w telefonie. Zapomnia łam ją naładować. Richard wziął od niej dziecko, a potem zaprowadził obie do ciepłej ciężarówki, po czym wrócił do vana po zakupy. -Dobry Boże, Lauro - mruknął upychając torby wokół ich nóg. - Po co tego aż tyle? -Usłyszałam o huraganie. Chciałam zrobić zapasy. Żeby nam niczego nie zabrakło. „Nam", pomyślał. Czyżby Laura już traktowała ich jak rodzinę, tak samo, jak on? - Może przejdzie bokiem, jak ostatnio. Huragany potrafią być nieprzyjemne, jeśli mieszka się na wybrzeżu, a naprawdę paskudne na takiej wyspie, jak ta. Taka była cena izolacji. Zabezpieczył vana, a potem wskoczył za kierownicę, odetchnął głęboko i wreszcie spojrzał na Kelly i Laurę. Nie miał pojęcia, co by zrobił, gdyby którejś z nich coś się stało. Nagle Kelly zarzuciła mu ręce na szyję. http://www.cyklinowaniewarszawa.net.pl tyle spotkań w Chicago? - Nie. Dla mnie praca to praca. JEDNA DLA PIĘCIU 155 - Zgadza się, ale niezupełnie. - Machinalnie bawił się palcami Malindy, ale ona czuła, jak przeszywa ją prąd. - Pracowałem tak długo, bo nie chcę już więcej opuścić żadnego występu chłopców. Robiłem to i dla ciebie, i dla nich. - Dla mnie? - powtórzyła zdziwiona Malinda. - Tak. A mówiąc dokładniej - dla nas. - Dla nas? - Przez ten krótki czas, kiedy byłaś z nami, chłopcy bardzo dużo się od ciebie nauczyli. Ale ja też. Przedtem

Dlatego przygotowała się na przeczekanie huraganu na miejscu. Rozłożyła latarki i świece w całym domu, żeby były w zasięgu ręki. Richard miał generator prądu, który można było włączyć, gdyby wysiadło światło, ale wolała nie ryzykować. Kelly cały czas bawiła się swoją latarką. Laura w kółko jej Sprawdź Luke nie tracił czasu. Gdy tylko przyjechali do Waszyngtonu i zameldowali się w hotelu, natychmiast zadzwonił do Toma Morrisa. Na szczęście nigdzie nie wyjechał i miał czas, żeby się z nim spotkać. Umówili się w sąsiednim parku, na przedmieściach w Wirginii, o czwartej po południu. Luke specjalnie przyszedł nieco później, ale nie na tyle, żeby rozzłościć Morrisa. Chciał od razu zyskać przewagę. Pragnął, by Morris zrozumiał już na początku, że to Luke trzyma w ręku wszystkie karty i dyktuje reguły rozgrywki. Wiedział, że nie może niczego odpuścić, bo inaczej narazi na śmierć nie tylko siebie, ale również dwie niewinne kobiety i dziecko. Luke uśmiechnął się ponuro, idąc przez bujny trawnik do stawu z kaczkami, przy którym czekał Morris. Mężczyzna siedział na ławce i co jakiś czas rzucał do wody krakersy, a potem przyglądał się walczącym