mówiąc, że Chad się zmienił. Tego lata zaczął zażywać narkotyki.

- Postaram się wyrazić jaśniej - odparł Scott, odruchowo strzepując ziemię z tłuściutkich paluszków syna. - Poszukuję kobiety, dla której priorytetem będzie opieka nad trójką moich dzieci. Dosyć mam niań marzących nieustannie o małżeństwie, najlepiej ze swoim pracodawcą. - Urwał, widząc, jak czteroletnia Amy maszeruje w stronę drzwi. - Amy, proszę tu wrócić. Natychmiast! Ale jego słowa zdawały się nie robić na córce wrażenia. - Lizzie. - Dotknął delikatnie ramienia starszej córki po- R S grążonej w lekturze. - Czy mogłabyś zawrócić siostrę, zanim wybiegnie na ulicę? Ośmioletnia Lizzie westchnęła głośno w sposób typowy dla jej wieku. Niezbyt delikatnie pchnęła młodszą, rudowłosą dziewczynkę z powrotem na kanapę i wróciła na swoje miejsce przy oknie. - Siedź tam i nie bądź taką paskudą! Błękitne oczy Amy zaszkliły się łzami. - Nie jestem paskudą! - A właśnie, że jesteś! http://www.corforte.com.pl/media/ Nastąpiła chwila przerwy. - Wracajcie do domu obie - odezwał się w końcu, machnąwszy strzelbą. - Zobaczymy, co powie na to ciotka. - Ale moja kuzynka... - zaczęła Clemency. - Posłaniec zawiezie jej list - odparł niecierpliwie. - Chcę usłyszeć wyczerpującą relację z dzisiejszych wydarzeń. Zostanie pani z nami dopóty, dopóki pani wszystkiego nie opowie. - Czekał, aż Clemency podniesie koszyk, po czym poszedł za nimi w stronę domu. Miał przy tym tak srogi wyraz twarzy, że żadna z dziew¬cząt nie próbowała się nawet odezwać. Pani Stoneham pożegnała gadatliwą panią Lamb i zaczęła się zastanawiać, co się dzieje z Clemency, gdy zjawił się niespodziewany gość. Przycinała właśnie róże w ogrodzie, jednym okiem wypatrując młodej kuzynki, gdy przed bramę Ujechała dwukółka. Niski, elegancki mężczyzna poluzował lejce i zsiadł z powozu należącego, jak rozpoznała pani Stoneham, do zajazdu „Korona”. Koń schylił łeb i zajął się skubaniem trawy, a przybysz zabezpieczył koła kilkoma polnymi kamieniami i podszedł do furtki. - Pani Stoneham? - Tak. Mężczyzna wręczył jej wizytówkę. Pani Stoneham spa¬rzała na kartonik i serce jej zabiło. Prawnik z kancelarii w Londynie - to oczywiste, w jakim celu się tu zjawił. - Czym mogę panu służyć, panie Jameson? Przyznam, iż nie przypominam sobie pańskiego nazwiska. - Proszę pani, czy możemy porozmawiać na osobności? - Naturalnie. Proszę wejść do środka. - Zaprowadziła gościa do salonu i poprosiła, by usiadł. - Może napije się pan herbaty?

Musiał się uśmiechnąć. Wyraz twarzy Alli świadczył tylko o tym, Ŝe zdziwiła się na jego widok. CzyŜby zapomniała, Ŝe on tu mieszka? - Dzień dobry - powiedział, wchodząc. - Dzień dobry. Myślałam, Ŝe odjechałeś - rzekła Alli, dziwnie nań patrząc. - Kiedy wstałam i wyjrzałam przez okno, zobaczyłam, jak twój wóz odjeŜdŜa. Skinął głową, rozumiejąc teraz jej zmieszanie. Sprawdź Podniósł głowę i zobaczył schodzącą na dół Willow. Jego serce zabiło mocniej na jej widok. Ze smutkiem zauważył, że miała podkrążone i opuchnięte od płaczu oczy. W ręku trzymała wypchany plecak. - Tak? - W jego głosie słychać było niepokój. - Chcę z panem porozmawiać - powiedziała takim głosem, jakby miała się lada moment rozpłakać. - Oczywiście. Proszę wejść do mojego gabinetu - zaprosił ją do środka. - Czy napije się pani kawy? Pokręciła przecząco głową, ale posłusznie podążyła za nim. Scott usiadł za biurkiem i spojrzał w jej stronę. Stała pośrodku pokoju, trzymając w ręku plecak. Postanowił to zignorować. Nie chciał się zastanawiać nad jego zawartością.