- O zdjęciach z miejsc zbrodni, panie Zane? O samych zbrodniach? O zdjęciach?

– Coś się dzieje w szkole podstawowej K-8. Chwileczkę... zaczekaj. Rainie zmarszczyła brwi. Słyszała w tle jakieś dziwne dźwięki, jakby dyspozytorka miała włączone radio albo trzymała blisko mikrofonu słuchawkę telefoniczną. Rozległy się trzaski i krzyki. Potem cztery wyraźne puknięcia. Strzały z broni palnej. Co się tam, u diabła, wyprawia? Podeszła do Chucka i postukała go w ramię właśnie w chwili, gdy dyspozytorka odezwała się ponownie. Po raz pierwszy od ośmiu lat Linda Ames sprawiała wrażenie przejętej. – Do wszystkich jednostek, do wszystkich jednostek. W szkole K-8 w Bakersville ktoś strzelał. Podobno... są ranni... widziano krew. Wzywam sześć zero... sześć zero... Walt, sprowadź natychmiast tę cholerną karetkę! Zajmuję kanał trzeci. W szkole chyba doszło do strzelaniny. O mój Boże, strzelanina w szkole! Rainie wyciągnęła Chucka z baru. Pobladł i wyglądał na wstrząśniętego. Ona sama czuła tylko pustkę. Dzwoniło jej lekko w uszach, kiedy wskakiwała do starego policyjnego sedana. Zapięła pasy i automatycznie włączyła syrenę. – Nie rozumiem – mamrotał Chuckie. – Strzelanina w szkole? U nas nie zdarzają się takie rzeczy. – Zostaw radio na kanale trzecim. Będą podawać wszystkie meldunki. – Wrzuciła bieg i zjechała na jezdnię. Byli na Main Street, dobre piętnaście minut jazdy od K-8. A Rainie wiedziała, że w ciągu kwadransa może się dużo wydarzyć. – To niemożliwe – nie przestawał bełkotać Chuckie. – Do diabła, nie mamy tu nawet http://www.chili-pizza.com.pl/media/ A ona po prostu stała. Na swój sposób wyglądał całkiem dobrze. Był trochę spięty, trochę zbyt elegancki, trochę za bardzo przytłoczony ciężarem świata na jego barkach. Ale miał na sobie wąskie spodnie w kolorze khaki i granatową rozpinaną koszulę. Pierwszy raz od wielu tygodni widziała go nie w garniturze. - Hej - odezwała się i trochę szerzej otworzyła drzwi. - Mogę wejść? - To się już zdarzało. - Wpuściła go do środka. Agent specjalny coś kombinował. Poszedł prosto do pokoju rodzinnego, po czym od razu zaczął przechadzać się w tę i z powrotem. Sześć dni temu byli sobie bliscy. Dlaczego nagle poczuli się jak obcy sobie ludzie? - Miałem zadzwonić - powiedział.

Wyjrzał przez wizjer. Nie zdziwił go widok Rainie. Otworzył drzwi i przez chwilę się sobie przyglądali. Rainie przebrała się w wytarte dżinsy i luźny, ciemnozielony golf. Kasztanowe włosy były rozpuszczone i świeżo uczesane. W światłach hotelowego neonu lśniły złotem i czerwienią. Nie miała makijażu, co bardzo podobało się Quincy’emu. Jasna skóra, świeża i naturalna. Żadnej bariery między jego ręką, a jej policzkiem, jego wargami a kącikiem jej ust. Sprawdź wyraźne ślady na pasie po stronie pasażera. Dobra wiadomość jest taka, że szeryf Amity znalazł tam włos. Jeśli odnajdziemy tego człowieka, może zdołamy powiązać go z tym przestępstwem. - Jechać samochodem jako pasażer to jeszcze nie przestępstwo. - Popracujemy nad tym. Amity to dobry człowiek. Potrafi zebrać dowody. Teraz powiedz, dlaczego akurat tej nocy pojechałeś do swojej byłej żony! - Martwiłem się. Elizabeth... Bethie rzadko wychodziła z domu. Zdzi¬ wił mnie fakt, że cały dzień nie mogłem się do niej dodzwonić. 120 - Ciekawe, czy on o tym wiedział. - Prawdopodobnie tak. - Quincy wreszcie się odwrócił. Wyglądało na to, że w ciągu ostatnich godzin włosy na jego skroniach jeszcze bardziej posiwiały. Był doświadczonym agentem FBI, człowiekiem, który zarabiał