Bryce zmarszczył czoło. Wiedział, iż Steve miał dostęp nawet do danych FBI oraz Interpolu.

Lucyferem i obie panie Delacroix miały szczęście, że udało im się wymknąć z jego szponów. Kiedy goście zaczęli wstawać od stołów, całą uwagę skupił na Alexandrze, obawiając się, żeby mu nie uciekła, korzystając z zamieszania. W pewnym momencie spostrzegł, że wychodzi z pokoju. - Panno Gallant! Zatrzymała się w połowie schodów. - Tak, milordzie? - W moim gabinecie, jeśli łaska. Zacisnęła usta i ruszyła na dół. Chwilę później trzasnęły drzwi w holu. - Niech pan uważa, żeby znowu nie wpadła w kłopoty - odezwał się za nim diuk. - Już nic więcej dla niej nie zrobię. - Więc załagodziliście nieporozumienia? - Jakie nieporozumienia? Przyszedłem tu po to, żeby położyć kres plotkom, dopóki pan się z nią nie ożeni i nie wywiezie jej z Londynu. - Aha. Chciałbym, żeby mi pan poświęcił jeszcze chwilę. - Proszę się umówić przez mojego sekretarza. Jutro o dziewiątej rano spotykam się z premierem. Lucien zrobił krok do przodu, zastępując diukowi drogę. - Tylko chwileczkę - powtórzył spokojnie i wskazał na swój gabinet. - Nie mam czasu na takie bzdury. http://www.chatkapuchatka.edu.pl - Jasne, że nie. Facet z zasadami nie kłamie. - O co chodzi, Liz? - Zmarszczył brwi, spostrzegłszy, że jest spięta i zdenerwowana. - O nic. - Wzruszyła obojętnie ramionami. - Cieszę się, że znalazłeś dla mnie chwilę czasu w nawale pracy. Santos zmrużył oczy. - Żebyś wiedziała. Prowadzę sprawę, wiesz, co to znaczy. - Ale ta sprawa jest wyjątkowa, prawda? - spytała cierpko. Pożałowała własnych słów, ledwie je wypowiedziała. Zachowywała się jak płaczliwa, zazdrosna kochanka. Obrzydliwość. Nie jest przecież taka, a i Santos nie szuka takiej kobiety. Potrzebuje swobody, przestrzeni... - Posłuchaj, Liz... - Przeczesał włosy zmęczonym gestem. - Mam za sobą nieprzespaną noc. Jestem skonany, głodny i mam dość wszystkiego. Przestań dąsać się jak małe dziecko i mów, o co chodzi. - Widziałeś się z nią, prawda? - Jeśli pytasz o Glorię, to widziałem wyniosłą królową St. Charles i nieszczególnie przypadł mi do gustu jej sposób bycia. - Naprawdę? Chciałam powiedzieć, że... - zamilkła. Czuła się jak kompletna idiotka. Sama nie wiedziała, co chciała powiedzieć.

- Przekonasz się. - Już się boję - mruknęła Gloria. Po chwili w łazience zrobiło się pusto. Zostały tylko Gloria i nowa. Gloria wyciągnęła papierosy z torebki. - Nie musiałaś tego robić - zaczęła dziewczyna. Gloria wzruszyła ramionami, zapaliła papierosa i wypuściła kłąb dymu. Sprawdź Z oczu Klary płynęły łzy. Nie chciała się poruszyć, by nie spłoszyć szczęścia. Przesunęła wzrokiem po sypialni Bryce'a. Wszystko świadczyło w niej o tym, iż Ashlandowie żyli tu od pokoleń. Ona zaś nie miała swego miejsca na ziemi, żadnych korzeni. Przecięła je, decydując się na taką a nie inną pracę. Jaką cenę za to zapłaci? Czy mężczyzna, który ją teraz obejmuje, potrafi zaopiekować się kimś takim jak ona? ROZDZIAŁ DZIEWIĄTY Bryce zaniepokoił się. gdy po wyjściu z łazienki nie zastał Klary w sypialni. Jedynym śladem jej obecności było ubranie leżące na podłodze. Włożył szlafrok i poszedł jej szukać. Karoliny też nie znalazł w pokoju dziecinnym, więc zszedł do kuchni, skąd dobiegały jakieś odgłosy. Klara stała przy kuchni, przygotowując jajka na boczku. Miała na sobie króciutkie granatowe szorty i popielatą obcisłą bluzeczkę. Kiedy go spostrzegła, powiedziała do dziecka: - Skoro tata już się pojawił, możemy wyjść z domu. - Dokąd? - zdziwił się. Klara odwróciła się z łyżką w ręce. - Mógłbyś się tak nie skradać! - Wcale się nie skradałem, prawda księżniczko? Karolina uśmiechnęła się, pokazując mu buzię umazaną jajkiem. - Ona zawsze będzie po stronie tatusia - mruknęła Klara. Bryce pocałował dziecko w główkę i spojrzał na dziewczynę. - Chyba nie zamierzasz wyjść tak ubrana?