Stanął na chodniku przed pracownią i wyjął cygaro z kieszeni płaszcza. Po chwili usłyszał za sobą odgłos otwieranych drzwi. Nawet nie musiał się oglądać. - Pani lepiej w burgundzie niż kuzynce Rose - powiedział. - Ja nie szukam utytułowanego męża. Bardzo brzydki nałóg. Odwrócił się z lekkim uśmieszkiem. - Czy wyszła pani za mną tylko po to, żeby powstrzymać mnie od palenia cygar? - Obawiam się, że czeka mnie dużo więcej pracy. Zaintrygowany, schował nie zapalone cygaro do kieszeni. - Niech zgadnę. Pragnie pani kolejnej podwyżki, zanim podejmie się pani nadludzkiego zadania? - Nie. - Proszę mi zatem powiedzieć, co panią gnębi. - Jestem guwernantką. Nie powinnam nosić sukni od madame Charbonne. Lucien zmierzył ją wzrokiem. - Gdyby pani jej nie chciała, nie pozwoliłaby pani wziąć miary. Zapłoniła się. - Może tak, ale moje pragnienia nie mają tu nic do rzeczy. Nie jest właściwe, żebym... - Istotnie - przerwał jej, podchodząc bliżej. - Ale i tak ją pani włoży, prawda? Cofnęła się o krok, lecz natychmiast zmniejszył dystans. - Milordzie... http://www.centrum-stylu.pl Usiadła powoli. - Och! - wyszeptała. - Musiał go wysłać dawno temu. - Zdaje się, że podbiłaś serce łajdaka, moja droga. Alexandra potrząsnęła głową i jeszcze raz przeczytała ostatnie zdania. - Nie. On po prostu jest czarujący. - Ale po co earl Kilcairn Abbey miałby akurat mnie czarować? - Cóż, pewnie napisał list przed tym głupim przyjęciem. Wiem, że teraz czuje co innego. - Jesteś pewna... - Poza tym podziw a zakochanie to dwie różne rzeczy, Emmo. Podziwiam, na przykład, lorda Liverpoola, ale raczej nie jestem w nim zakochana. - Ty... - Lucien Balfour chce się ze mną ożenić, żeby bez przykrości i kłopotów dochować się
- Przypadek. Może facet był głodny. - Może był, ale... - Pojawiła się kelnerka z zamówieniami i Santos urwał. Nie spojrzawszy nawet na swój talerz, podjął wątek, ledwie odeszła od stolika: - Czuję to w kościach, Jackson. Pamiętasz sprawę Ledeta? Pamiętasz, jak było tuż przedtem, nim dorwaliśmy tego skurwysyna? Jackson skinął głową i zabrał się za swoją sałatkę. - Pamiętam, pamiętam. Santos nieufnie spróbował swojego „wegetariańskiego hamburgera”, uznał, że nie jest najgorszy, i mówił dalej: - Nie wiem, stary, ale... po prostu teraz czuję to samo. Sprawdź - Tak. Ale najpierw muszę gdzieś jeszcze wstąpić. Czuła, że musi poznać prawdę, a dzięki Lucienowi wreszcie zebrała się na odwagę, żeby zażądać wyjaśnień. Wzięła głęboki oddech, mocniej ścisnęła smycz Szekspira i zastukała w masywne dębowe drzwi. Dźwięk odbił się echem we wnętrzu domu, na co jej serce zabiło w takim samym nerwowym rytmie. Chwilę później ujrzała przed sobą kamerdynera o orlim nosie. - Tak, panienko? - Proszę poinformować jego miłość, że panna Gallant chce się z nim zobaczyć. Mężczyzna skinął głową. - Tędy, proszę. Rezydencja była ogromna, może nawet większa niż Balfour House. Kamerdyner zaprowadził ją do salonu i zamknął za sobą drzwi. Na jednej ze ścian wisiały podobizny diuka, dwóch synów, nieżyjącej żony i paru dalszych krewnych.