też Westlanda i Lievena, wydających gniewnie jakieś rozkazy, ale nie zwrócił na nich uwagi.

W sypialni po jej słowach zaległa głucha cisza, Alec był tak oszołomiony tym, co usłyszał, jak kawalerzysta, który nagle spadł z konia. - Kochasz mnie? - Bardziej niż można wyrazić słowami. Nie mógł się zdobyć na odpowiedź. - Już dobrze, mój drogi. Nie musisz tego mówić, póki nie będziesz gotów. - Przepraszam cię. - Nie rób tego. Nie masz za co przepraszać. Ja tylko chcę, żebyś mi pozwolił stale powtarzać, że cię kocham. Czy zdołasz to wytrzymać? - Myślę, że tak. - Dobrze. W takim razie, chcesz to usłyszeć jeszcze raz? - Ja... nie jestem pewien. - Spróbuj. Zobaczymy, co się wtedy stanie. Przysunęła się bliżej i pocałowała go w czoło. A potem zaczęła go całować po całej twarzy. - Kocham cię, Alexandrze Knight! Kiedy przestała, jego oddech stał się szybszy. - Dowiedź tego - wyszeptał. - Jak? - Czy trzeba to mówić? - Alec zwilżył językiem wargi i czekał na jej odpowiedź. Uśmiechnęła się. Kochali się prawie przez godzinę. Brał ją w zapamiętaniu, bez żadnych wstępnych igraszek i drażniących gierek, gwałtownie, władczo, mocnymi, głębokimi ruchami. A Becky http://www.budujemy.info.pl udusić. - Ty... ty oszalałeś! - Nie. Wręcz odwrotnie. Koniec gry. Tym razem ja dyktuję warunki. Rozumiesz? Eva dławiła się, jej twarz spurpurowiała. - Próbowałem rozegrać to polubownie, ale ty wolałaś wyciąć jakąś szkaradną sztuczkę. Może ci nie zależeć na jej życiu ani na moim, ale swoje chyba cenisz? - Puść mnie! - Słuchaj uważnie. Nie widziałaś jej i już. Wiem, że potrafisz dochować sekretu, masz w końcu sporo własnych. Jeśli powiesz komukolwiek, że ją tu spotkałaś, to przysięgam, że znajdę cię i zabiję. Nie żartuję. Pamiętasz chyba, że nadal mam klucz do twojego domu? Jeżeli mnie nie posłuchasz, bez wahania poderżnę ci gardło. Eva miotała się, próbując go kopnąć. - Blefujesz! A twój honor?

nadsyłaną Robertowi - listy od wigów, jego politycznych współpracowników - i przekazywał informacje nieznanej z nazwiska osobie w stronnictwie torysów. Gdy nieuczciwy sługa nauczył się łamać woskowe pieczęcie nad parą, posunął się nawet do tego, że czytywał miłosne bileciki adresowane do Jacindy, a pisane przez jej niezliczonych wielbicieli. W każdym razie środki podjęte przez Kurkowa utrudnią im obydwojgu i tak już niełatwą sprawę. Westland nie tylko może teraz potraktować Becky i Aleca nieufnie. Sprawdź - Nie mogę... - Tym razem w jej głosie zabrzmiał żal. - Okłamuję go od samego początku i nadal będę to robić. Nie można jednocześnie kochać i kłamać. Proszę mi wybaczyć, Wasza Wysokość! Carlise nie próbował jej zatrzymać. Gdy wyszła, ciężko opadł na fotel. Teraz mógł się już tylko za nią modlić. Cafe du Dauphin było dość obskurną portową knajpą, odwiedzaną przez załogi statków handlowych oraz robotników z nabrzeża. W niewielkim wnętrzu, zadymionym i cuchnącym alkoholem, stało tak dużo stolików, że ledwie dało się przejść. Bella bywała już w gorszych miejscach, ale to z pewnością nie było odpowiednim lokalem dla samotnej kobiety. Chyba że chciała szukać przygód. Jej wejście nie wywołało poruszenia. W szarym swetrze i dżinsach wyglądała bardzo przeciętnie, nie stanowiła więc żadnej konkurencji dla bawiących w barze dam. Pocieszała się, że jeśli zdoła załatwić sprawę szybko, nie będzie musiała odstraszać żadnego z podchmielonych amatorów łatwej zdobyczy. Usiadła przy barze i zamówiła whisky. Czekając na drinka, dyskretnie lustrowała salę. Jeśli Emmett faktycznie umieścił tu swoich ludzi, musiał wybrać ich bardzo starannie. Rzadko się bowiem zdarzało, by nie rozpoznała kolegów po fachu. Minęło bodaj dziesięć minut, gdy od jednego ze stolików wstał mężczyzna i potoczył się w jej stronę. Stanął tuż obok, ale zlekceważyła to i spokojnie piła drinka. - To smutne, kiedy kobieta pije sama - wybełkotał po francusku. - A jeszcze smutniejsze, kiedy nie może być sama, choć tego pragnie - odparła swoją nienaganną, wyspiarską angielszczyzną. - Jeśli komuś Bozia poskąpiła urody, to nie powinien być tak wybredny - burknął, ale dał jej spokój i wrócił na miejsce. Uśmiechnęła się do siebie i popatrzyła w stronę wejścia. Właśnie wtedy do baru wszedł jakiś mężczyzna. Miał na sobie mundur marynarza i czapkę zsuniętą głęboko na oczy. Daszek rzucał cień na jego ogorzałą, szczupłą twarz. Tym razem Bella nie miała wątpliwości. Powoli podniosła szklankę do ust. - Która godzina? - zapytał nieznajomy po angielsku, a gdy mu odpowiedziała, przerzucił się na francuski i zauważył, że wieczór jest chłodny. Zamówił drinka, ale więcej się do niej nie odezwał. Wypił bez pośpiechu, po czym wyszedł na ulicę. Odczekała parę minut, a potem poszła za nim. Czekał w jednym z doków. Miejsce było słabo oświetlone, więc z daleka wyglądał jak mroczny cień. Bella zbliżyła się do niego pewnym krokiem, wiedząc, że to, co ją zaraz spotka, może być jej początkiem albo końcem. - Masz informacje - bardziej stwierdził niż zapytał. Jego angielszczyzna była poprawna, pozbawiona akcentu. Blaque umiał dobierać ludzi.