ledwo utrzymuje się przy życiu, więc nie chce powiększać swojej liczebności.

- A jaki jest cel człowieka, który chce namierzyć pani ojca? - On chce go skrzywdzić - odpowiedziała i spuściła głowę, gdy zobaczyła wyraz twarzy profesora. Doktor Andrews popatrzył na nią jak wykładowca. - Panno Quincy, skoro to jest wojna, to która strona aktualnie wygrywa? - Matka nienawidziła jego pracy. - W tym fachu zdarza się stosunkowo dużo rozwodów. - Nie, nienawidziła przemocy, brutalności, nie mogła się pogodzić, że on był bardziej oddany pracy niż nam. Ona stworzyła piękny dom. Dała mu dwie piękne córki. Ale on wolał żyć w mroku. - To jest powołanie. Chyba pani to rozumie? - Właśnie do tego zmierzam! Moja matka nie żyje, a mnie jest smutno, jestem wściekła, ale jednocześnie czuję w sobie jakąś motywację. Pierwszy raz od wielu miesięcy czuję się rozbudzona. Długo trwałam w stanie jakiegoś odrętwienia, a teraz... Chcę odnaleźć tego sukinsyna! Chcę czytać ra- 138 r porty z miejsca zbrodni. Chcę śledzić kroki tego potwora, chcę określić wszystkie składniki jego osobowości i go zdemaskować! Na dodatek o nim myślę więcej niż o mojej zmarłej matce. Doktorze Andrews, co jest ze mną http://www.blatygranitowe.net.pl/media/ i Glenda Rodman, ale o czym nie chcecie powiedzieć miejscowej policji. - Ktoś wszystko zaaranżował. Kiedy zbadają okno w łazience, zorientują się, że zostało zbite od środka. - Ale szkło leży wewnątrz, na podłodze w łazience. - To prawda, lecz jeśli przyłoży się jeden z kawałków do szkła pozostałego w ramie, można zauważyć, że uderzenie przyszło z wewnątrz. Podejrzany zbił okno od środka. Jestem pewien, że kiedy policja otrzyma raport z firmy ochroniarskiej, przekona się, że wtedy alarm był już wyłączony. - Wszedł razem z Elizabeth - mruknęła Rainie. - Mężczyzna podobny do ciebie, którego sąsiadka widziała około dziesiątej. - Tak sądzę. Poza tym samo miejsce zbrodni. Zakres zniszczeń jest nieproporcjonalnie duży do samego zabójstwa. Każde pomieszczenie wydaje się zniszczone, chociaż ślady krwi nie są takie rozlegle. Moim zdaniem

zatrzymało się na kartce z napisem „Kochamy panią, panno Avalon”. Zachwiał się. Nagle wydał się Rainie bardzo mały. Drobny, bezradny mężczyzna starzejący się dosłownie na jej oczach. Naprawdę próbowała mu pomóc – powiedział nagle. – Naprawdę zależało jej na uczniach, a zwłaszcza na Dannym. Gdybyście wiedzieli, ile czasu mu poświęcała, ile razy zostawała z nim po lekcjach, bo wiedziała, że chłopiec nie chce wracać do domu. Uczyła go Sprawdź sięgając po portfel. – Wiem z pewnego źródła, że Cindy wolałaby dobry napiwek niż serce Clarka Gable’a. Rainie zostawiła rozgrzebaną sałatkę i odwróciła się do staruszków. Popołudnie było spokojne, nie miała nic lepszego do roboty. Przyłączam się – powiedziała. – Cześć, Rainie. – Frank i Doug, przyjaciele od niemal pięćdziesięciu lat, uśmiechnęli się jednocześnie jak syjamskie bliźnięta. Frank miał bardziej niebieskie oczy i ogorzałą twarz, za to Dougowi pozostało więcej włosów. Obaj nosili lniane koszule w czerwoną kratę – oficjalny strój na popołudniowy wypad do miasta. Zimą dodawali doń brązowe zamszowe kurtki i beżowe kowbojskie kapelusze. Rainie zażartowała kiedyś, że próbują podszyć się pod faceta z reklamy Marlboro. W swoim wieku przyjęli to za komplement. – Spokojny dzień? – zagadnął Doug. – Spokojny miesiąc. Jest maj. Wyszło słońce. Wszyscy są, cholera, zbyt szczęśliwi, żeby urządzać rozróby.