inne zaś jawiły się jako prawdziwe wydarzenia. Pustynna równina. Straszna susza. Malutki słoń, którego urodziła wyczerpana słonica. Niepewnie stanął na nogach, pokryty mazią i resztkami łożyska. Jego matka westchnęła i zdechła. Rainie była zbyt daleko, żeby mu pomóc. Po chwili krzyknęła: Biegnij, malutki, biegnij!, choć jeszcze nie wiedziała, czego może się obawiać. Urodzony przed godziną słoń pochylił się nad matką, szukając pokarmu. W końcu odszedł chwiejnym krokiem. Rainie podążyła za nim przez pustynię. Powietrze drżało od upału, spalona ziemia pękała pod stopami. Osierocony słoń pomrukiwał smutno, szukając jedzenia i towarzystwa. Kiedy dotarł do kępy pochylonych drzew, wyczochrał się o jeden z grubych pni. To nowo narodzone gruboskórne zwierzę myli pień drzewa z nogami swojej matki - Rainie usłyszała głos komentatora. - Ociera się o nie, żeby zaznaczyć swoją obecność i poczuć się bezpiecznie. Gdy nie zaznaje spokoju, wyczerpane kontynuuje poszukiwanie wody na wyjałowionej suszą ziemi. - Biegnij, malutki, biegnij! - znów wyszeptała Rainie. Maluch rzucił się przed siebie. Mijały kolejne godziny. Mały słoń potykał się coraz częściej. Upadał na twardy grunt. Z trudem się podnosił, ale szedł dalej. http://www.blatygranitowe.net.pl Wszystko poszło tak dobrze, że postanowił nie wracać od razu do domu. Chciał zrealizować plan z pobytem w hotelem, oczywiście nie w samym miasteczku, choć nie był przekonany, czy te środki ostrożności są konieczne. Wynajął samochód, żeby móc dojeżdżać. Przesiadywał po miejscowych barach i słuchał paplaniny ich bywalców. Bawił się tak dobrze, że nawet poszedł na pogrzeb, żeby podelektować się płaczem matek. No i kto jest teraz mądry, stary pryku? Pięć dni później było już po wszystkim. Dziennikarze spakowali manatki i wyjechali. Prawnicy wypracowali jakiś układ. A on wrócił do swego zwyczajnego życia i w końcu nawet najbardziej podniecające sceny zaczęły mu się zacierać w pamięci. Potrzebował czegoś więcej. Wszystkie plany udało mu się zrealizować, ale emocje słabły. Wyglądało na to, że był zbyt sprytny (słyszysz, staruszku?). Gliny tańczyły, jak im zagrał, i jeszcze dziękowały za akompaniament. Potrzebował większego wyzwania, bardziej pasjonującej sprawy, godniejszego
maczał palce w ucieczce syna, akcja nie odbyła się zgodnie ż planem. Policjanci zaczęli przekopywać obszar pod werandą, jakby prowadzili obiecujące prace archeologiczne. Zbierali odciski, gromadzili i segregowali wszelkie możliwe ślady. Wywozili stosy ziemi. – Wygląda to na świeży grób – wyjaśnił Sanders. – Tuż pod werandą. Ale na razie znaleźliśmy tylko jakieś stare włókna i żwir. Chłopcy cały czas szukają. Sprawdź który był zbyt duży, i od miasta, które przywoływało zbyt wiele wspomnień. Chciała wyrwać się ze skóry rozwiedzionej kobiety w średnim wieku i cieszyć ciepłem promieni słonecznych na twarzy. Poprzedniego wieczoru, kiedy wracała z pierwszej od lat randki, uświadomiła sobie, że już czas znowu ułożyć sobie życie. Wiadomo, nie będzie łatwo, ale już czas. Nagle coś przyciągnęło jej uwagę. Zza odległego rogu wyjechał czerwony kabriolet na nowojorskiej rejestracji i zbliżał się w zawrotnym tempie. - Na litość boską, co to jest?! - spytała, kiedy Tristan zatrzymał się z piskiem opon i z szerokim uśmiechem przeczesał włosy dłonią. - Oto pani powóz. - Tak, ale co to jest?! - Audi TT Roadster 225 Quattro - ogłosił dumnie - trochę wzorowany