wiekowej parówki. Myślami był gdzie indziej, przy O1ivii. Oby żyła. Cała. Zdrowa. Jest twarda. Pamiętaj o tym. Już raz poradziła sobie z psychopatą. Z jednej strony to strata czasu, że tak siedzi tu, licząc, że zjawi się Fernando Valdez, ale nie miał innego tropu. Tylko Fernanda. Wstał i poczuł skurcz w nodze. Nie zwrócił na to uwagi. Wyrzucił resztkę posiłku do śmieci. Zgodnie z instrukcją na plakacie przy drzwiach umieścił tackę w odpowiednim pojemniku, zabrał pepsi i wyszedł przez przeszklone drzwi w zapadający mrok. Nie było jeszcze ciemno, ale znowu nadciągała mgła, osiadała na chodnikach, pochłaniała alejki. Myślał o żonie. Miał do siebie pretensję, że był takim idiotą, że miał klapki na oczach, jeśli chodzi o Jennifer, że nie zdawał sobie sprawy z tego, co ma, że żyje u boku kobiety, którą szczerze kocha i której ufa. – Idiota – mruknął, idąc do Sydney Hall, dwupiętrowego betonowego budynku o wdzięku i stylu więzienia. Zewnętrzne schody prowadziły na drugie piętro, drzwi na parterze z sal wykładowych wychodziły na szeroką werandę. Bentz szybko się zorientował, że w środku nie ma korytarzy. Fernando, idąc na dramatopisarstwo i zajęcia z angielskiego odbywające się w sali na piętrze, będzie musiał przejść tędy. Pił colę, obserwując owady krążące wokół lampy nad drzwiami do sali numer 134. Studenci schodzili się powoli. Być może Fernando się nie pojawi. Yolanda na pewno http://www.betondekoracyjny.info.pl mam nic wspólnego ze śmiercią Shany i Lorraine i nie mam pojęcia, kto zamordował bliźniaczki. Wygląda mi to na naśladowcę albo powtórkę z rozrywki. To, że zginęły po tym, jak przyjechałem do Los Angeles... Przyznaję, wszystko wskazuje na jakiś związek. Czy to ja byłem katalizatorem? Mam nadzieję, że nie, ale tego nie wiem. Byłby to niezły zbieg okoliczności, a nie bardzo w to wierzę. Hayes wyszedł na moment, by sprawdzić, co z Livią. Bentz podniósł głowę, gdy wrócił. – Jest już? – zapytał Rick. – Jeszcze nie. Bentz się zaniepokoił. – Jak to: jeszcze nie? Powinny już być. Mógłbyś mi oddać komórkę? – Takie są procedury, człowieku. – Hayes bezradnie rozłożył ręce. – Oddam ci, kiedy tylko skończymy. Martinez właśnie dzwoni do PetrocelH. – Hayes siedział po drugiej stronie stolika i wydawał się równie znużony jak Bentz. Rozluźnił krawat pod szyją. – Jeszcze tylko kilka pytań do protokołu.
Nie, nie, nie! Oddychała szybko, usiłowała się skupić, wziąć się w garść. Panikuje. Nic nie grozi dziecku, z ciążą wszystko w porządku. Wszystko w porządku. Ale ból nie ustępował. Zerknęła na otwarty album, poczuła kolejne ukłucie bólu. Dziecku nic nie jest! Oddychała głośno, płytko i szybko. Skurcze trwały. Nie była w stanie myśleć. Sprawdź wyblakłe od słońca. Ale na ogrodzonym terenie nie było nikogo innego, człowieka ani ducha. No pewnie, że nie. Ona nie żyje, Bentz. Nie żyje. Wiesz o tym. Zidentyfikowałeś ją osobiście, na rany boskie! I nie wierzysz w duchy. Nie zapominaj o tym z łaski swojej, dobrze? Stał tam jeszcze chwilę, usiłując zrozumieć, co się z nim dzieje. Nie wierzył, że traci rozum, i nie wierzył w duchy. Nieboszczki nie zjawiają się ot, tak sobie. Więc co robisz tutaj, na cmentarzu? Nie znalazł odpowiedzi. Wrócił do samochodu rozpalonego od słońca. Zostawił otwarte drzwiczki, siadł za kierownicą, przekręcił kluczyk w stacyjce, żeby uruchomić klimatyzację. W miarę jak wóz się ochładzał, studiował wizytówkę Hayesa. Po jednej stronie widniał oficjalny napis i numer posterunku; na drugiej przed laty pospiesznie nabazgrano numer telefonu. Wystukał prywatny numer i usłyszał bezbarwny metaliczny głos, który go poinformował,