już o nocy, a teraz oto siedzi za jego biurkiem!

Zacisnął pięści. Jej dusza była czysta, bez najmniejszego śladu zła czy okrucieństwa. Oczami duszy zobaczył ją taką, jak przy pierwszym spotkaniu. Stała wtedy przy matce ze spuszczoną główką, ze spinkami w kształcie misiów, takimi samymi jak na jej sweterku. A potem uniosła oczy i uśmiechnęła się do niego. W tym uśmiechu odbijała się cała czystość i niewinność świata. Uwielbiał jej czystość. Niewinność Julianny była jego największą pociechą. Coś nagle się w nim obudziło, coś, co już dawno powinno było wypalić się do ostatniego atomu. Lecz nagle zrozumiał, że ta dziewczynka posiada w sobie moc czystej natury. Julianna była jego aniołem, posłanym na ziemię, żeby go pocieszyć. Pokochał ją od pierwszego wejrzenia, jak nikogo, ani wcześniej, ani później. Chronił ją przed złym wpływem otoczenia, przed szaleństwem i brzydotą świata, by nie upodobniła się do innych ludzi. Chodziło o to, żeby zachowała to, co on sam stracił. Żeby nigdy nie zgasł w niej ten wewnętrzny płomień. Dawno temu on też był taki. W jego oczach też lśniło światło, ale nikt nie zadbał o to, by je zachować. W końcu wypaliło się i zostały http://www.betondekoracyjny.com.pl Zajechali przed dom. Zanim Theo zdążył włożyć klucz w zamek frontowych drzwi, otworzyła je Bea z ziemistą twarzą. – Och, Theo... Lily... ja... – wyjąkała. Weszli szybko do środka. – Co się stało? – rzucił mężczyzna stanowczym, lecz opanowanym tonem. – Freya gdzieś zniknęła – zaszlochała Beatrice. – Przeszukałam cały dom. Od waszego wyjścia nie ruszyłam się stąd ani na krok, więc wiem, że musi tu gdzieś być, ale nie mogłam jej znaleźć. Starsza kobieta cała się trzęsła. Theo uspokajająco położył dłoń na jej ramieniu. – Nie martw się, znajdziemy ją. Pewnie gdzieś się schowała.

– On chce zabić Emmę. Zatrzymała się w pół ruchu i spojrzała na Juliannę, jej zapuchnięte od płaczu oczy i brudne, wymięte ubranie. Patrzyła przez chwilę na plamy, aż zrozumiała, że to krew. Oczy rozszerzyły jej się z przerażenia. Dopiero teraz zaczęła się naprawdę bać. Sprawdź próbowała wyswobodzić się z pułapki, jaką tworzyły jego ramiona. - To śmieszne. Puść mnie. - To wcale nie jest śmieszne. Ty też mi się podobasz. Takie bezpośrednie oświadczenie zaskoczyło Malindę. Przestała się wyrywać i z otwartymi ustami patrzyła na Jacka. - Poważnie? - zapytała z niedowierzaniem. JEDNA DLA PIĘCIU 91 - Owszem. I też mnie to przeraża. - Jack odgarnął włosy z czoła. - Ale to nie znaczy, żebym miał zaraz uciekać. Wolę raczej sprawdzić. - Sprawdzić? - powtórzyła szeptem Malinda.