-Myszko, to chyba nie jest dobry pomysł.

Droga z Waszyngtonu zajmuje godzinę. Założono je w 1646 roku i obecnie znane jest przede wszystkim z akademii morskiej oraz czterech yacht clubów, w tym także klubu Bay Harbor. Kate i Luke pojawili się w Bay Harbor dziesięć minut przed czasem. Luke zatrzymał się na pustym parkingu, ale nie wyłączył silnika. Tuż za parkingiem znajdował się port z licznymi nabrzeżami i cumującymi przy nich żaglówkami. Noc była zimna, cicha i nieprzenikniona. Kate otuliła się kurtką, czując się bezbronna. Poprzednie godziny były dla niej koszmarem. Przed wyjazdem zadzwonili pod 911 i zgłosili śmierć Julianny. Potem opuścili pokój z poczuciem winy, nie czekając na policję. Jechali szybko, nie oglądając się za siebie. Nie mieli wyboru. Kate potarła ramiona. Przed oczami wciąż miała umierającą Juliannę. Wciąż pamiętała, że ten sam człowiek, który to zrobił, miał teraz w rękach Emmę. Jej córka znajdowała się we władzy szaleńca. Przez moment czuła obezwładniające ukłucie strachu i nie mogła złapać oddechu. Zamknęła mocno oczy, chcąc zapomnieć wszystko, co widziała. Nie chciała też myśleć o tym, co czuje teraz Emma. O jej płaczu. Strachu. Potrzebie bycia z matką. Bo jej mama nie może przyjść. http://www.beton-dekoracyjny.org.pl Dopiero kiedy uścisnął delikatną dłoń Julianny, zauważył, że cała jest pokryta małymi plamkami. Spojrzał uważnie na jej koszulkę i szorty. To samo. Nie, to nie może być krew! Przeniósł wzrok na twarz dziewczyny. Od razu zauważył, że jest przerażona i najchętniej schowałaby się do mysiej dziury, byle tylko nie oglądał tak uważnie tych plamek. Teraz już wiedział, że to na pewno krew. Odwrócił się do Kate. – Musimy porozmawiać. Potrząsnęła głową. – Później, dobrze? Nie, chciał wiedzieć teraz.

– Myślę, że go mamy, Kate. – Luke mówił głosem, który narastał i przycichał. – Musimy tylko szybko działać. Czy możesz tu zaraz przyjechać? – Tutaj? – powtórzyła z bijącym sercem. – To znaczy gdzie? – Prawie cię nie słyszę, Kate. – Trzaski stały się jeszcze głośniejsze. – Jestem pod numerem trzysta na Indiana Avenue. Budynek Henry J. Daly Municipal Center. Trzecie piętro. Szybko. Zrozumiałaś? Sprawdź Jack znowu ujął ją pod brodę. - A ja chyba wiem, dlaczego. - Naprawdę? - Przestraszona Malinda otworzyła szeroko oczy. - Yhm. - Posadził ją wygodniej na swoich kolanach. - Ludzie są spięci, kiedy próbują coś w sobie zwalczyć. Wydaje mi się, że ja ci się po prostu podobam i że to cię przeraża. Zaskoczona prawdziwością tego stwierdzenia Malinda próbowała wyswobodzić się z pułapki, jaką tworzyły jego ramiona. - To śmieszne. Puść mnie. - To wcale nie jest śmieszne. Ty też mi się podobasz.