trucizna się we mnie zbierała. Kiedy zaś wypełniła się czara, kiedy zaczęła się przelewać,

Rozstali się na mostku przerzuconym przez bystrą, wąską rzeczkę, która nie więcej niż dwadzieścia sążni dalej wpadała do jeziora. – To jest właśnie domek pławowego. – Lew Nikołajewicz wskazał na ciemny sześcian, którego biały, słomiany dach połyskiwał pod księżycem. – A więc w żaden sposób nie mogę iść z panem? Berdyczowski pokiwał głową. Wolał się nie odzywać, bo zęby miał mocno zaciśnięte i obawiał się, że jeśli da im swobodę, zaczną haniebnie szczękać. – No to w imię Boże – powiedział z przejęciem wierny sekundant. – Będę czekał na pana tu, przy kaplicy Pożegnalnej. W razie czego proszę krzyczeć, od razu przybiegnę. Zamiast odpowiedzieć, Matwiej Bencjonowicz niezręcznie objął nowego przyjaciela, na sekundę przygarnął go do piersi, machnął ręką i ruszył w kierunku chatki. Do północy zostały jeszcze dwie minuty, ale i przejść musiał tyle co nic, nawet nie dwieście kroków, najwyżej półtorej setki. Głupstwa jakieś – mówił do siebie w duchu podprokurator, wpatrując się w chatynkę. I przecież wiem na pewno, że nic się nie stanie. Nic nie może się stać. Wejdę, postoję tam, a potem wyjdę, czując się jak zupełny cymbał. Dobrze chociaż, że mam takiego życzliwego świadka. Kto inny wystawiłby mnie na pośmiewisko, osławił na cały świat. Proszę, zastępca prokuratora gubernialnego maszeruje na spotkanie z siłą nieczystą i jeszcze trzęsie się ze strachu. Pobudzana ambicją, zatliła się w duszy odwaga. Teraz trzeba było ją pieczołowicie, http://www.beton-dekoracyjny.biz.pl/media/ – Jak pani śmie! – Richard Mann poderwał się chwiejnie z krzesła z czerwoną jak burak twarzą. – Starałem się, jak mogłem, żeby pomóc tym dzieciakom. Nie pamięta pani? To ja zorganizowałem punkt pierwszej pomocy. To ja usunąłem tłum z parkingu, żeby mogły wjechać karetki. I to ja teraz odbieram dziesiątki telefonów od rodziców, których dzieci budzą się z krzykiem w nocy. A pani śmie sugerować, że miałem z tym coś wspólnego? Mój Boże, piękne podziękowanie! – Pani Conner niczego nie sugeruje, panie Mann – powiedział łagodnie Quincy, podnosząc ręce w uspokajającym geście. – Zadawanie tego typu pytań należy do jej obowiązków. Oczywiście, doceniamy pana pomoc podczas tamtych tragicznych wydarzeń. Quincy uśmiechnął się ciepło. Jednak na twarzy psychologa malowało się powątpiewanie. – Myślałem, że będziemy rozmawiać o Dannym – odezwał się po chwili. – Nie spodziewałem się takiego... ataku. – Przesłuchania bywają czasem trudne – odparł dyplomatycznie agent. – Oczywiście,

– Tak. A sąd wyznaczył drugiego. Jeszcze nie zaczęli. Johnson twierdzi, że zanim spiszą pełny raport, miną miesiące, może nawet pół roku. – Danny jest pani synem, pani O’Grady. Jak pani sądzi, co on zrobił i czego potrzebuje teraz? – Nie mogę panu powiedzieć. – Sandy parsknęła histerycznym śmiechem. – Widzicie, taka jest prawda. Zarówno adwokat, jak i mój mąż zabronili mi z panem mówić, bo jako Sprawdź Przypłaciło ją zdrowiem kilku członków grupy antyterrorystycznej, łącznie z samym Quincym, który dorobił się wtedy paru kolejnych blizn. Ale Tess była twardsza, niż ktokolwiek przypuszczał. Kiedy Beckett wytropił ją po swojej ucieczce z więzienia, załatwiła sprawę tak, że podatnicy ze stanu Massachusetts nie musieli już więcej łożyć na utrzymanie zbrodniarza. Quincy od dawna o niej nie myślał. Próbował obliczyć, w jakim wieku powinna być teraz jej córka, Samantha. Dziesięć lat? Minęło trochę czasu. Był ciekaw, jak im się wiedzie. Nigdy nie kontynuował znajomości z osobami, które poznał w trakcie śledztwa. Nawet jeśli kończyło się ono szczęśliwie, musiał kojarzyć się tym ludziom z najczarniejszymi chwilami ich życia. W tej sytuacji jakoś nie wypadało posyłać świątecznych kartek. – Masz zamiar tak stać przez całe popołudnie? – zagadnęła Rainie, nie odrywając wzroku od zapisanej kartki. – Podziwiam tylko widok. Podniosła oczy i rzuciła mu piorunujące spojrzenie.