- A jak już pozbędziesz się panny Gallant? Podejrzewam, że masz jakiś plan.

- Nie! Dobrze wiesz, jak podróżowanie wpływa na moje nerwy. Gdyby nie droga Rose, nie wiem, czy dotarłabym tu żywa. - Odwróciła się ku pojazdowi. - Rose! Chodź do nas! Pamiętasz swojego kuzyna Luciena, prawda, kochanie? Z wnętrza czarnego powozu dobiegł stłumiony głos: - Nie wysiądę, mamo. Kobieta uśmiechnęła się promiennie. - Oczywiście, że wysiądziesz, moja droga. Twój kuzyn czeka. - Przecież pada. Uśmiech Fiony pierzchł. - Tylko troszeczkę. - Deszcz zniszczy mi suknię. Balfour powoli tracił cierpliwość. Testament wuja nie wymagał od niego aż takich poświęceń jak nabawienie się zapalenia płuc. - Rose! - Dobrze, już dobrze. Diablę wcielone - jak określał kuzynkę od ostatniego spotkania, kiedy jako siedmiolatka rzuciła się z wrzaskiem na ziemię, bo nie pozwolono jej wsiąść na kucyka - wyłoniło się z powozu w chmurze koronek i falbanek w takim samym wściekle różowym kolorze jak bombiasta suknia jej matki. Rose Delacroix dygnęła, wskutek czego zakołysały się złote loki okalające jej twarz. http://www.badaniamediow.pl/media/ - Ale co, Vixen? Przyjaciółka jeszcze raz zerknęła na powóz i puściła firankę. - Stwierdzam, że postępujesz ryzykownie jak na osobę zdecydowaną unikać skandali - odparła ze śmiechem. - Zdaję sobie z tego sprawę. I cieszę się, że cię rozbawiłam. Nigdy nie zdołałaby wyjaśnić, dlaczego przyjęła tę posadę. Ani dlaczego tak się spieszy z pakowaniem i powrotem do Balfour House. Była rozgorączkowana. Czuła, że musi szybko podjąć pracę, zanim któreś z nich się rozmyśli. Lord Kilcairn albo ona. W innych okolicznościach pewnie sama uznałaby sytuację za zabawną. Znała mężczyzn równie pewnych siebie, jak Lucien Balfour. Mężczyzn, którzy uważali, że zawsze osiągną cel. Dążyli do niego za wszelką cenę, nawet nie zdając sobie sprawy, że mogą przy tym kogoś zranić czy upokorzyć, lub o to nie dbając. Tacy irytowali ją najbardziej. Tymczasem, po zaledwie piętnastominutowej rozmowie z typowym przedstawicielem tego

rodzeństwa i... Hrabia oparł brodę na dłoni. - Mruży oczy. - Aha. Można jej zaproponować okulary. - Jeśli jest inteligentna, powinna sama o to zadbać. Z bawialni niósł się szmer kobiecych głosów. Lucien wstrzymał oddech i zaczął Sprawdź - Nie mógłbyś. Posłuchaj. - Chciała go dotknąć, lecz powstrzymał ją wzrokiem. - Mój partner zaczął pracować dla naszych wrogów. Widziałam to, sfilmowałam dowody jego zdrady. By ratować życie, musiałam się ukryć, nim nie zostanie aresztowany. W innym razie przyszedłby po mnie. - Albo po mnie i moje dziecko. - Nie. Wam nic nie groziło. - A gdyby plan się nie powiódł i twój parter znalazłby się tutaj, blisko Karoliny! - Gotowa byłam zginąć, broniąc jej życia. - Sam mogę ją chronić i zrobiłbym to, gdyby nie twoje kłamstwa. - Próbowałam utrzymać się przy życiu. Nie mogłam nikomu zaufać. - Nawet mnie? Dlaczego? - Och, kochanie, chciałam ci powiedzieć, lecz obawiałam się, że właśnie tak zareagujesz. Prosiłeś, bym ci zaufała, a gdy to zrobiłam, krzyczysz. - Czy Katherine Davenport była w to zamieszana? - spytał. - Dała mi pracę. Nie wiedziała, dlaczego jej potrzebuję. - A wiedziała, kim jesteś? - Tak, lecz nawet moja rodzina nie była wtajemniczona.