- Mary Olsen twierdzi, że nie. Amanda wyszła od niej dopiero o wpół

- Myślałam, że do tej pory coś powinno się już wydarzyć! Rainie zerknęła na drzwi pokoju. - Ja też - mruknęła. - Ja też. Wirginia Siedząc w pokoju przesłuchań, agent specjalny Albert Montgomery wyglądał całkiem dobrze jak na rannego. Zamiast wiecznie wygniecionego garnituru miał na sobie jasnoniebieski fartuch szpitalny. Włosy porządnie ucze- 236 sanę, twarz dokładnie wygoloną i nie tak żółtą, jak zawsze. Prawą rękę, obandażowaną, położył na stole. Lewą nogę, po niedawnej operacji łękotki, usztywniały łupki. Oparł ją na siedzeniu drugiego krzesła. Wydawało się, że jest mu wygodnie i że jest spokojny. Przez pierwsze pół minuty mierzyli się wzrokiem. Żaden z nich nie chciał mrugnąć pierwszy. - Wyglądasz beznadziejnie - powiedział Montgomery. - Dziękuję. Pracowałem nad tym całą noc. - Podszedł do stołu, ale nie usiadł. Wolał patrzeć na Alberta Montgomery'ego z góry. Mógł skrzyżować ręce na piersi i spoglądać na tego człowieka, jakby był on najniższą formą życia na ziemi. Albert tylko się uśmiechnął. On też chodził na zajęcia z przesłuchań i dobrze znał wszystkie sztuczki. http://www.autyzmpomoc.org.pl – W porządku – powiedziała Rainie. – Proszę się uspokoić. – Spokoju potrzebowałem w nocy. Teraz przydałby mi się urlop. Ale to rzecz jasna niemożliwe. Na pewno mają państwo więcej pytań, choć już przekazałem detektywowi Sandersowi wszystko, co wiem o tej sprawie. Nie jest tego dużo. – Detektywowi Sandersowi? – zapytała ostro Rainie. W głowie zapaliły jej się ostrzegawcze lampki. Nie zignorowała ich. – Co pan powiedział detektywowi Sandersowi? – Niewiele. – Vander Zanden wzruszył ramionami, wyraźnie zaskoczony jej tonem. – Byłem w swoim gabinecie, kiedy padły strzały. Wybiegłem na główny korytarz i wówczas usłyszałem czyjś krzyk. Zanim się zorientowałem, zawyła syrena przeciwpożarowa i wszyscy tłoczyli się w stronę wyjścia. Wtedy jeszcze myślałem, że nie stało się nic poważnego. Jakiś uczeń bawił się korkowcem na korytarzu i dym włączył alarm. Albo ktoś zrobił głupi dowcip i odpalił petardę. Takie rzeczy się zdarzają. – Po raz pierwszy zdałem sobie sprawę, że doszło do tragedii – ciągnął dalej – kiedy

- Rany! Przecież to jakiś psychopata, facet ze stalowymi jajami! - Zanim pan go kopnie, niech pan włoży odpowiednie buty. De Beers westchnął. - Trzeba było już wczoraj powiedzieć, żebym się uzbroił. - Nie miałam czasu - odparła, wzruszając ramionami. De Beers znowu westchnął. Sprawdź – Zabieraj się! O’Grady dał w końcu za wygraną. Rzucił synowi ostatnie spojrzenie. Wyglądał, jakby chciał jeszcze coś powiedzieć, ale nie mógł znaleźć odpowiednich słów. Odwrócił się i wyszedł przez frontowe drzwi. Rozbłysły flesze. W tłumie zawrzało. Nagle Rainie wychwyciła nowy dźwięk – odległy warkot lądujących helikopterów. Wreszcie przyleciały śmigłowce po rannych. I Rainie nie mogła opędzić się od myśli, że w dalszej kolejności władze przyślą transport po ciała. Policjant Luke Hayes miał trzydzieści sześć lat, łysiał i był niższy od większości kobiet. Lecz jego wysportowane ciało, muskularne siedemdziesiąt kilogramów, przykuwało uwagę niejednej z nich i nigdy nie zawodziło w walce wręcz. Zdaniem Rainie największym atutem Luke’a były chłodne błękitne oczy. Widziała, jak stalowym wzrokiem zmuszał do posłuszeństwa dwa razy większych od siebie pijaków. Widziała, jak hipnotyzował