do niej wjechac na wózku inwalidzkim, który stał teraz

Marla poczuła, ¿e oczy jej wilgotnieja. Cissy zło¿yła na policzku Marli obowiazkowy pocałunek i szybko sie cofneła. Wysoka jak na swój wiek, smukła i ubrana na czarno od stóp do głów. Miała lekko opalona skóre, gdzieniegdzie poznaczona wypryskami, których nie zdołała ukryc pod makija¿em, i oczy obwiedzione grubymi czarnymi kreskami. - Czesc - odezwała sie niepewnie. - Czests. - To było wszystko, co udało sie Marli wydobyc spomiedzy scisnietych zebów. Ta dziewczyna jest jej córka? Dlaczego wiec nic nie czuje, dlaczego nie ma ¿adnych wspomnien z nia zwiazanych... zupełnie ¿adnych? Co stało sie ze struna miłosci macierzynskiej w jej sercu? Dlaczego nie pamieta jej narodzin ani przewijania niemowlecia, ani poobijanych kolan, ani wypadania mlecznych zebów, ani bólu, jakiego doznała, słuchajac o jej pierwszej, dziewczecej pora¿ce? To wszystko musiało sie wydarzyc, ale Marla nie mogła sobie przypomniec niczego, co miało zwiazek z jej ¿yciem. Czuła wewnatrz pustke. To było przera¿ajace. Przera¿ajace jak diabli. http://www.aranzacja-wnetrz.org.pl/media/ ¿ałosne, nagie ciało, choc rece jej dr¿ały. - Có¿, zdaje sie, ¿e wreszcie dostaniesz to, co sie nale¿y. I bedzie to piekło! - spojrzała w dół, na swoja przyrodnia siostre. Marla, z rozmazanym po całej twarzy tuszem do rzes, próbowała przywrócic ¿ycie swojemu me¿owi. - Alex, Alex, prosze, nie umieraj... Kylie, stojac nad nia, mocniej przytuliła do siebie Jamesa. Prawie zrobiło jej sie ¿al Marli Amhurst Cahill. Prawie. Trzy godziny pózniej Kylie siedziała przy łó¿ku Nicka na oddziale intensywnej opieki medycznej szpitala Bayside. Le¿ał nieruchomo, a przymocowane do jego ciała rurki cały czas przypominały jej, jak kruche jest ¿ycie. - Nie mo¿esz umrzec - szeptała, trzymajac go za reke.

pragnie ciebie, tak jak ty jej. No, dalej, wstawaj. Idz sprawdzic, jak ona sie czuje. Poddał sie w koncu i odrzucił kołdre. To czyste szalenstwo. Wło¿ył d¿insy, ale nie przejmował sie butami czy koszula. Otworzył drzwi i korytarzem, na którym migotały tylko swiatełka systemu alarmowego, poszedł prosto do drzwi Sprawdź Nie, nigdy. Nigdy, do cholery. Gdzies w pobli¿u rozległo sie pohukiwanie sowy. Na moment zagłuszyło bicie jego serca. Po chwili usłyszał samochód jadacy na niskim biegu i szum wielkiego silnika... na pewno nie mercedesa. Samochód zbli¿ał sie z drugiej strony. Zaschło mu w gardle. Spokojnie, pomyslał, wybiegajac z lasu na wyznaczony zakret na drodze. Miał nadzieje, ¿e cie¿arówka jest jeszcze daleko. Przeciał mokra jezdnie cicho i szybko jak komandos. Spojrzał na zegarek. Trzydziesci sekund. Cholerny samochód był coraz bli¿ej. Zacisnał zeby. We mgle miedzy drzewami dostrzegł migajace swiatła reflektorów. No, dalej, ty dziwko. Jeszcze troche.