obudziłam. To z powodu tych dziwnych odgłosów. Dobie-

- O, Boże - szepnęła, przysuwając się nieco do Luciena Balfoura. Hrabia zachowywał się równie swobodnie, jak zawsze. - Imponujące, co? - mruknął. - Ale z potyczki słownej z panią nikt nie wyszedłby żywy. Alexandra spojrzała na niego zaskoczona. - Czy to były słowa pociechy, milordzie? Zmysłowe wargi wykrzywił uśmiech. - Przyłapała mnie pani na chwili słabości. - Nie zdawałam sobie sprawy, że pan również jej ulega. Na pewno słyszał plotki, bo inaczej nie kłopotałby się dodawaniem jej otuchy. Po prawdzie, był chyba jedynym arystokratą w Londynie o reputacji gorszej niż jej własna. - Sam jestem zaskoczony. - Niech pan będzie ostrożny, milordzie. Niebezpiecznie pan łagodnieje. Nie zdążył nic odpowiedzieć, bo podszedł do nich wysoki, jasnowłosy dżentelmen. Podał rękę Kilcairnowi, ale spojrzeniem biegał od Alexandry do Rose, jakby nie mógł się zdecydować, na kim skupić uwagę. - Robercie, widzę, że wyrwałeś się spod matczynych skrzydeł - powiedział hrabia. - Zabrałem ją ze sobą, bo uważa, że życie tutaj jest dużo bardziej ekscytujące niż w Lincolnshire. Lucien zmrużył oczy. http://www.aranzacja-wnetrz.org.pl W tym momencie na schodach zadudniły kroki. Pospiesznie usiadła na krześle przed wielkim mahoniowym biurkiem. Jej twarz przybrała wyraz powagi i profesjonalizmu. Gdy jednak chwilę później drzwi się otworzyły, zapomniała dobrze wyćwiczonej przemowy o swoim doświadczeniu i pochlebnych referencjach. Najpierw jej uwagę przyciągnęły jasnoszare oczy pod ciemnymi brwiami. Potem objęła wzrokiem resztę. Mężczyzna był wysoki i szczupły, lecz atletycznie zbudowany. Miał ciemne kręcone włosy, wydatne, arystokratyczne kości policzkowe i bezwstydnie zmysłowe usta. Stał bez ruchu przez kilka długich sekund. - Szuka pani posady guwernantki? - zapytał w końcu głębokim głosem, od którego przeszedł ją dreszcz. - Ja... - Skinęła głową. - Tak. - Jest pani przyjęta. 2

- Ja też cię pragnę do szaleństwa. - Wiem, ale... - zaczęła z ciepłym uśmiechem, który sprawił, iż Bryce pomyślał, że chciałby go oglądać przez całe życie. - Co? - spytał, podnosząc się z podłogi. - Nie chcę patrzeć na ciebie każdego ranka ze świadomością, iż tylko to nas łączy. Mężczyzna pomyślał, że ma rację. Nie podobało mu się, iż w głębi duszy sam również woli, by łączyło ich coś więcej. - Tamtej nocy w Hongkongu - powiedziała cicho - wykorzystaliśmy się wzajemnie i oboje mieliśmy tego świadomość. Dlatego zaproponowałam, byśmy nie wymieniali nazwisk, a ty się zgodziłeś. Gdybym oczekiwała czegoś więcej... Sprawdź Pochwalił ją w duchu za zdumiewającą spostrzegawczość. Może jego kuzynka nie jest taka głupia, jak sądził. - Rzeczywiście. Nie wiesz, czy lord Belton przełożył piknik? Do diaska! Zapomniał o tym zupełnie. Przez ostatnie dni jego myśli całkowicie zaprzątała Alexandra. - Ach, Lucienie, tu jesteś. Wszędzie cię szukałam - rozległ się za nim głos ciotki Fiony. Zbeształ się za nieuwagę. - Sprawdzałem salę balową - wymyślił na poczekaniu. - To dobrze. Cieszę się, że wykazujesz takie zainteresowanie przyjęciem Rose. - Tak, cóż... - Obawiam się jednak, że służba nie podziela twojego entuzjazmu. Wimbole poinformował mnie właśnie, że nie wyśle nikogo do drukarni po próbki zaproszeń, choć