nigdy nas nie przyjęto w Berkshire, gdzie stoi pałac Talbotów. I tak znalazłyśmy się w najdalszym z rodzinnych majątków, Talbot Old Hall w West Riding, starym myśliwskim dworze na skraju wrzosowisk. - To zupełna prowincja? - Ach nie, tam jest cudownie! Spokój, cisza, wspaniałe widoki. Buckley on the Heath nie może się równać z Londynem, ale stało się moim domem. A Michaił chce go zniszczyć! Spodziewałam się, że szybko stamtąd wyjedzie, ale on zamierzał w nim osiąść na dłużej. Niepojęte! Dopiero teraz zdaję sobie sprawę, że odpowiadało mu właśnie oddalenie Talbot Old Hall od świata, bo można tam było w sekrecie knuć intrygi. Podeszła do małej kamiennej chrzcielnicy z wodą święconą. - Mam nadzieję, że to nie świętokradztwo - szepnęła i ostrożnie zwilżyła skrawek halki. Owijając delikatnie zranioną rękę Ale - ca, zaczęła opowiadać, co się wydarzyło tamtego czwartku. Stała w cieniu Talbot Old Hall i z przygnębieniem patrzyła na oddalającą się grupkę przerażonych wieśniaków. Zrobiłaby wszystko, żeby tylko ułagodzić ich i pocieszyć. Z determinacją weszła do domu. Perkalowa suknia zaszeleściła wokół jej kostek. Energicznie przemierzyła mroczny, wykładany dębową boazerią hol, minęła zbrojownię i weszła na masywne elżbietańskie schody, gdzie z dobrze jej znanego portretu uśmiechała się chytrze lady Agnes Talbot. Przy jej sukni widniała brosza z ogromnym rubinem. http://www.aptekavitaminka.pl - Ciii - nie pozwolił jej dokończyć. - Choć raz zapomnijmy o obowiązkach. Proszę... - A co będzie jutro? - Jutro nadejdzie, czy nam się to podoba, czy nie. Podaruj mi kilka godzin. Nie wahałaby się oddać mu własnego życia. Podejrzewała, że przyszłoby jej to łatwiej niż spełnienie jego prośby. Mimo to podała mu rękę. Udali się do stajni i osiodłali konie. Szybko zorientowała się, że Bennett wie, dokąd zmierza. Rozpoznała las, w którym kiedyś się ścigali. Minęli go jednak i skierowali się na południe. Usłyszała cichy szmer strumienia na długo przedtem, zanim zobaczyli wstążkę wody. W milczeniu posuwali się wzdłuż krętego brzegu, aż dotarli do szerszego rozlewiska. Zsiedli z koni na małej polanie, na której rosły trzy stare wierzby. - Myślałam, że Cordina niczym mnie już nie zaskoczy - powiedziała, wodząc dokoła zachwyconym wzrokiem. - Często tu przyjeżdżasz? - Teraz nie. - Zeskoczył z siodła i podszedł jej pomóc. Wyciągnął rękę, dając jej symboliczny wybór, którego odmówił zeszłej nocy. Wahała się przez chwilę, lecz po chwili pewną dłonią oparła się o jego rękę i zeskoczyła z konia. - Ostatni raz byłem tu po śmierci matki. Ona bardzo lubiła takie miejsca. Widzisz te białe kwiatki? - Wziął ją za rękę i poprowadził na brzeg strumienia. - Nazywała je „skrzydłami anioła”. Zerwał jeden z nich i wsunął Belli we włosy. - Przyjeżdżałem tutaj każdego roku przed powrotem na uniwersytet. Potem łatwiej mi było rozstać się z domem. A kiedy byłem zupełnie mały, wierzyłem, że nad strumieniem mieszkają rusałki. Pamiętam, że szukałem ich w koniczynie. - I znalazłeś? - Uśmiechnęła się, dotykając jego policzka. - Nie. - Pocałował wnętrze jej dłoni. - Ale do dziś wierzę, że tu są. Dzięki nim to miejsce jest magiczne. I dlatego chcę się z tobą tu kochać. Z ustami przy ustach uklękli na trawie. Nie odrywając od siebie wzroku, zaczęli wolno zdejmować ubrania. Popołudniowe słońce przyjemnie pieściło nagą skórę, wiatr chłodził rozgrzane ciała. Pierwszy pocałunek był delikatny jak muśnięcie. Za to już drugi zdawał się nie mieć końca. Tak bardzo byli siebie spragnieni, że zabrakło im cierpliwości na długie pieszczoty. Opadli na ciepłą ziemię, otoczeni świeżym zapachem trawy. Oboje pragnęli jak najszybszego spełnienia. Dlatego ich wspólna podróż była krótka, lecz szalona. Pędzili jak w galopie, do utraty tchu. Bella otworzyła oczy. Ponad jej głową miękkie słoneczne światło sączyło się przez gęstwinę wierzbowych liści.
Kiedy już oczywiście schudnie, bo teraz nie było na to zbyt dużych szans. Krystian zamykał salon, podśpiewując pod nosem The Lazy Song Bruno Marsa. Strasznie podobał mu się wokalista, ale nadal nie dorastał do pięt Adamowi. Nikt nie mógł zastąpić Księcia! Zerknął jeszcze na swoje odbicie w szklanych drzwiach, uśmiechając do siebie szeroko, po czym zaciągnął na nie roletę, zakluczając na dole. Sprawdź - On tu idzie! – pisnął zdenerwowany do Karola. Ten również był oczarowany brunetem i jego lekkim, nieco kocim krokiem. - Uspokój się. Zachowuj się tak, jakby to była dla ciebie normalka – poinstruował, mimo że sam się denerwował. Krystian zaczerpnął parę uspokajających oddechów, po czym odpowiedział na uśmiech księcia pewnym siebie wykrzywieniem warg. Książę podszedł do nich, oparł się nonszalancko o bar i zatrzymał swoje drapieżne spojrzenie na Krystianie, któremu serce chciało wyskoczyć z piersi. - Przyglądasz mi się – powiedział. Tak! To na pewno był jego książę! Ten niski, ochrypły głos… - Ty mi również – odparł, uśmiechając się zalotnie. Starał się grać obytego w tym wszystkim. Książę zwilżył wargi, podając dłoń Krystianowi na powitanie.