jej życia. Pozornie wydaje się najbardziej oddanym z rodziców. Jestem pewien, że gdyby

najszybciej zająć, a najlepiej gdzie zamknąć, bo on wariat, albo – nie daj Boże – karbonar. Może on nawet zamach na Najjaśniejszego Pana planuje. Jakby trza go było aresztować, to błagam, po cichu, bo króla naszego i tak kule ani bomby się nie imają, ale moją reputację szlag może trafić”. 2 jula 1845, dwudziesta czterdzieści sześć To już koniec. Za chwilę zabije go głód. Komisarz Henry Lang odkłada do teczki ostatni dokument i niecierpliwie sięga po dzwonek. Wymachuje nim jak najdalej od głowy, ale i tak brzęczenie wnika pod czaszkę. Uporczywie wpatruje się w drzwi, jak- 57/86 by chciał je otworzyć siłą woli. Otwiera je jednak koścista ręka. A za ręką w ramę futryny wciska się cała pająkowata i pomarszczona figura agenta kryminalnego Teofila http://www.apteka-viola.pl/media/ Ucichło. On już nie cierpiał. Leżał u stóp Podhoreckiego nieruchomy, dogasający, skręcony w psiej wdzięczności. A z miejsc, skąd kiedyś wyrastały dłonie, wypływały strumienie jasnej krwi. 44/86 45/86 BŁOTO 18 januara 1832, raport prefekta policji w Besançon „Polscy powstańcy, przebywający w zakładzie tutejszym, szemrzą jak zwykle, że pieniędzy dostają za mało i że przyjdzie im

rakowymi szyjkami, pierożki mignon i wiele innych rozmaitości. Potem odwiozę panią do miasta. Nieoczekiwane zaproszenie bardzo odpowiadało Polinie Andriejewnie, ale nie od razu się zgodziła. – A co to za osoba? – Piękna pani, wielce malownicza – odpowiedział z tajemniczym uśmiechem doktor. – Sprawdź wykonał wszystkie polecenia. Należała mu się pochwała. Ale Rainie wciąż zastanawiała się nad związkami Manna z panną Avalon. Pomimo zmęczenia wyglądał na typowego amerykańskiego przystojniaka. Szczupły. Krótko ostrzyżone brązowe włosy. Niebieskie oczy. Gdyby zatrudnił się w liceum miałby pewnie sporo wielbicielek. A w szkole podstawowej K-8 w Bakersville? – Panno Conner – powiedział Mann, wyraźnie zaskoczony jej wizytą – miło mi znowu panią widzieć. – Uśmiechnął się uprzejmie. Jej obecność wcale go nie zaniepokoiła. – Dzień dobry, panie Mann. – Rainie podała mu rękę. Słaby uścisk, pomyślała. Niepewny. – Proszę mówić mi po imieniu. Jestem Richard. Pan Mann to mój ojciec. – Znam to uczucie – stwierdził ze zrozumieniem Quincy. Usiedli. Pokój Richarda Manna, ulokowany między sekretariatem a gabinetem dyrektora, był mały, ale schludny. W nijakim wnętrzu dominowało wielkie okno wychodzące na szkolny parking. Podłoga pokryta była