słyszałam, ¿e to niemo¿liwe. Nick poradził mi jednak, ¿ebym

czuła sie jednak jak idiotka, pozwalajac jakiemus me¿czyznie rzadzic swoim ¿yciem. - Nie... nie pójde do szpitala. - Sadze, ¿e ju¿ najwy¿szy czas poszukac ci innego lekarza. Mgła spowijajaca jej umysł zaczeła nieco rzednac, kiedy Nick otwierał drzwiczki. Wyciagnał pantofle z kieszeni i rzucił je na ziemie, potem zdjał kurtke i narzucił ja Marli na ramiona. 271 - Nie sprzeczaj sie ze mna - powiedział, zatrzaskujac drzwiczki. - Uwa¿am, ¿e sama powinnam podejmowac decyzje - powiedziała, spuszczajac troche szybe w oknie. W tej samej chwili usłyszała dzwiek silnika, a przez zamglona przednia szybe dostrzegła jaguara Aleksa. -Swietnie - mrukneła pod nosem, widzac me¿a ze zmieniona ze złosci twarza, wysiadajacego szybko z samochodu. Rzucił na ziemie niedopałek papierosa i podszedł do Nicka. - Co tu sie, do cholery, dzieje? - spytał. - Zabieram twoja ¿one do lekarza. - Nie ma takiej potrzeby. Phil ju¿ tu jedzie. http://www.abc-budowadomu.edu.pl/media/ a ja go tylko odłaczyłem. 414 - Chryste, spieprzyłes wszystko! - Dran podniósł głos. Chyba naprawde spanikował. - Raczej przyspieszyłem. Powinienes sie z tego cieszyc. Stary ju¿ raz zmienił testament, prawda? Wydziedziczył Marle, a potem wpadł na ten piekny pomysł z wnukiem. Mógł znowu namieszac. A tak masz pewnosc, ¿e dzieciak dostaje wszystko. - Nie mógłby ju¿ zmienic testamentu, ty kretynie! Nie był w pełni władz umysłowych. - Kto tak powiedział? - odpalił, rozwscieczony obelga. - Słuchaj, jesli ktokolwiek zacznie cos podejrzewac... - Nikt nie zacznie niczego podejrzewac. Sprawa jest teraz

- Nie wiem, po prostu nagle stanał mi przed oczami obraz wielkiej, głosnej sali podzielonej niskimi sciankami i pełnej urzedników, kobiet i me¿czyzn w garniturach... ja te¿ tam byłam, siedziałam przy biurku... - Umilkła i potarła palcami skronie, chcac przypomniec sobie cos wiecej. - Marla, nie przepracowałas w swoim ¿yciu ani jednego Sprawdź żeby osłonić się przed wiatrem, i szli żwawo - cóż za przeciwieństwo powolnego tempa lata w Bad Luck. Shelby wyszła z budki telefoniczną i skierowała się do apteki; ocierając pot z czoła, poczuła, że jest obserwowana. Obrzuciła spojrzeniem całą ulicę. W oddali stał zaparkowany stary pikap, jakiś mężczyzna ładował do niego torbę ziarna. Ale ukryte za okularami przeciwsłonecznymi oczy patrzyły wprost na nią. Tego człowieka rozpoznałaby wszędzie. Na chwilę zaparło jej dech w piersiach. Przez głowę przemykały, jak błyskawice, rozmaite, przyjemne i smutne, wspomnienia. Nevada Smith. Nawet się nie uśmiechnął, tylko ruszył ku niej tym swoim swobodnym, rozkołysanym krokiem, tak zwodniczo szybkim. Miał na sobie znoszone, spłowiałe od słońca dżinsy, zakurzone buty i postrzępioną, kiedyś ciemnozieloną koszulkę. Zatrzymał się dopiero w cieniu apteki, dosłownie centymetry od Shelby. Włosy lepiły mu się od potu. - Shelby Cole. - W jego głosie wyczuwało się pogardę. - No, no - mruknął przeciągle i obrzucił ją spojrzeniem. - Słyszałem plotki, że wracasz tutaj. - Czyżby? - Dlaczego jej serce biło tak mocno? Ich związek już się zakończył. Dawno temu. I postanowiła sobie,